Uczuciowe bankructwo
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: jeśli lokujesz wszystko, co masz w jednym banku, na jednej lokacie – ryzykujesz, że w wyniku jakiegoś nieprzyjaznego zbiegu okoliczności wszystko stracisz. Jeśli rzeczywiście całym Twoim życiem jest ten mężczyzna, jesteś chwilowo bankrutem… To trudne doświadczenie. Na pewno.
Margolu,
Mam 25 lat i od siedmiu byłam związana z pewnym chłopakiem. Dwa lata mieszkaliśmy ze sobą, bywało różnie. Momentami czułam się zaniedbywana – on coraz więcej pracował. Na początku mówił, że to wszystko dla nas, że musimy mieć najpierw gdzie mieszkać, żeby myśleć o zaręczynach, ślubie, dzieciach itd. – więc czekałam! Najgorsze jest to, że tak naprawdę to on wystarczał mi do życia – nie miałam właściwie przyjaciół. Dodam, że u mnie w domu nie ma ciekawej sytuacji, nie wyniosłam właściwych wzorców. Moja mama pije, odkąd tylko pamiętam, ojciec jest słaby — straciłam z nimi kontakt.
Mój chłopak był dla mnie wszystkim. Pochodzimy z jednego miasteczka i oboje wyjechaliśmy na studia do większego miasta. Całe swoje uczucia przelałam na niego i widocznie go zamęczyłam. Po pracy, czekałam aż wróci. Nie miałam tak naprawdę swojego życia. Gdy był zmęczony i nie mógł zaspokoić moich potrzeb, często na niego krzyczałam, kilka razy uderzyłam go w twarz. On mnie lekceważył, nie reagował na mój płacz i moje potrzeby! Rzadko gdzieś wychodziliśmy, był taki zapracowany – często uciekał w pracę. Teraz poszerzyły mu się horyzonty, dostał bardziej odpowiedzialne stanowisko, zaczął poznawać ludzi. Dopytywałam się, czy ma w planach jakieś zaręczyny itd. Chciałam, żeby się w końcu określił! Wyjechałam na szkolenie, a on ciężko pracował. Po powrocie do wspólnego mieszkania stwierdził, że to nie ma sensu i że nasz związek się wypalił. Rozpaczałam, a on poprosił o przerwę — wyprowadził się, tzn. zabrał najpotrzebniejsze rzeczy. Reszta została. Dzwonił, mówił że tęskni, pytałam kiedy wróci, a on – że mam mu dać czas! Nie potrafiłam. Wydzwaniałam, pisałam kilometrowe smsy, wreszcie zrozumiałam, że do szczęścia potrzebuję też innych ludzi. Zaczęłam odświeżać znajomości.
Wyjechałam na kolejne szkolenie, odwiózł mnie na PKP, powiedział, że mnie kocha, że zawsze byłam jego myszką i jestem nadal, pocałował. Poczułam, że go mam. Potem on wyjechał na tydzień. Miał wszystko przemyśleć i po powrocie dać odpowiedź. Jednocześnie pisał, że kocha, że tęskni i mówił, że wróci. Wrócił z rzeczami na jedną noc za dużo. Nie porozmawialiśmy, bo była pierwsza. Następnego dnia po pracy powiedział, że to nie ma sensu, że nie chce już być ze mną, że poznał kogoś w tej przerwie, że mu zależy i chce z nią spróbować. Najgorsze, że ona ma wszystko, jest ustawiona i taka mądra, jak on mi mówi… Dwa tygodnie, dzień w dzień się spotykali i tak sobie zawrócili w głowie, że ona pisze, że go kocha. Po takim czasie!!! Jestem załamana.
Potem stwierdził, że sam nie wie, nie potrafi powiedzieć, czego chce od życia. Ja go proszę o szansę, widzi, że się zmieniłam – mówi, że się waha, ale ja czuję, że podjął już decyzję, że chce czegoś innego. Niedawno powiedział, że to nieodwołalnie koniec. Ja znów w płacz, a on – że nie może podjąć tej decyzji i że nie wie, co robić. Chciał pójść ze mną na terapię do psychologa. Poszliśmy, ale nasze cele były niespójne – ja chciałam to uratować, a on był niezdecydowany… Teraz tamta jest za granicą, do przyszłego tygodnia — piszą i dzwonią. Ja cały czas walczę o niego i mam nadzieję! Nie wiem co robić. On jest całym moim życiem, bez niego nie mam nic. On boi się o mnie! Martwi się, jak wychodzę do znajomych itd, zabiera mnie do naszego miasteczka. Jego rodzina i moja też to strasznie przeżywa, oni są za mną… Boże, to 7 lat! Co ja mam ze sobą zrobić?????? Pomóżcie, bo nie wiem…
J.
***
Droga J.,
Niewątpliwie nie potrafisz sobie teraz wyobrazić żadnej przyszłości. Jednak przyszłość istnieje. I już dziś powinnaś zabrać się za jej budowanie. Tragedię trzeba przeżyć i jakoś potem poradzić sobie z dalszym ciągiem ziemskiej wędrówki. Na to oczywiście trzeba czasu, trzeba dać sobie chwilę na żal, na łzy, ale potem trzeba wstać i iść dalej. Nie ma innego wyjścia. Musisz odbudować swoje życie towarzyskie i już nigdy nie zawęzić go do jednego, choćby najwspanialszego mężczyzny. Trzeba mieć troszkę swojego świata, żeby nie obciążyć w całości naszymi kłopotami najbliższej osoby. Sama widzisz, dokąd Cię to zaprowadziło. Musiał przyjmować na swoją głowę wszystko, co Ciebie dotyczyło. Nie żaliłaś się przyjaciółkom, tylko jemu. Narastającą frustrację, zamiast na basenie z koleżanką, wyładowywałaś na jego twarzy (muszę Ci mówić, że to coś strasznego i że tak nie wolno?). Myślę, że nikt nie chce być osaczony w matni oczekiwań, pretensji, nadąsania. Każdy, kogo uwiera taki nawał złych emocji, ma naturalną tendencję, by się z niego próbować wyrwać. W Waszym przypadku – całkowicie uzasadnioną. To oczywiście nie usprawiedliwia późniejszego zachowania Twojego chłopaka, ale być może wyjaśnia jego potrzebę złapania oddechu.
Na marginesie: naprawdę musisz popracować nad opanowywaniem agresji. Bicie jest niedopuszczalne, nawet jeśli bije kobieta, której – nie wiedzieć, czemu – łatwiej się to wybacza.
Inną sprawą jest jego nowa znajomość i szarpanina w związku z Tobą. Obawiam się, że po prostu nie stać go na elementarną uczciwość, przeraża go odpowiedzialność za Twoje emocje i próbuje doprowadzić do takiej sytuacji, w której to Ty powiesz „Dość!” i weźmiesz na siebie odium sprawcy rozstania. Takie „mydlenie oczu” za pomocą czułych słówek, zapewnień o miłości i nieumiejętności wyboru, wspólnych wizyt u rodziny i znajomych – to po prostu próba złagodzenia poczucia winy. Prościej byłoby i Tobie, i jemu, gdyby przyznał, że to już naprawdę koniec, nie ma na co liczyć, zakochał się i odchodzi. Bolałoby, pewnie że tak! Ale przynajmniej wiedziałabyś, co dalej. Miałabyś pewność, że nadziei trzeba się ostatecznie pozbyć, zamknąć sprawę – jakkolwiek nie byłoby to trudne – i pójść dalej. Niestety, obawiam się, że to rzeczywiście Ty będziesz musiała podjąć tę decyzję. On uspokaja sobie sumienie Twoim kosztem… Myślę, że dalsze wikłanie się w tą „trójkątną niemoc” Twojego chłopaka uczyni Ci więcej zła, niż dobra. Nie sądzę, żeby łatwo zrezygnował z nowej znajomości, z drugiej strony nie będzie umiał Cię zranić… i tak to może się ciągnąć całymi miesiącami.
Rozumiem również, że istnieją między Wami jakieś powiązania finansowe. Nie byliście małżeństwem – ale, jak sądzę, dorabialiście się wspólnie jakichś rzeczy, czy mieszkania też? Powinnaś poprosić spokojnie swojego chłopaka, żeby Ci zaproponował jakieś rozwiązanie. Sama też się zastanów, co będzie rozsądnym i sprawiedliwym wyjściem. Skoro nadal jest taki opiekuńczy, może zdobędzie się na uczciwość i nie puści Cię w przysłowiowych skarpetkach.
Niestety, sprawa wygląda mi na przegraną. Nawet jednak, jeśli się mylę, odradzam łzy i rozpacz w charakterze broni dla Waszego związku. Zakończ tę farsę, w jaką się przekształcił, weź sprawy w swoje ręce: odbuduj siebie, swoje życie, bądź niezależna. Bywa i tak, że trzeba stracić wszystko, żeby zyskać coś znacznie cenniejszego.
Z serca Ci tego życzę.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze