Solo - niewesoło
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: samotność rodzi się nie w pustej przestrzeni wokół człowieka, ale w samym człowieku. Jeśli znajdzie w nim miejsce, to się natychmiast panoszy i podbija kolejne obszary. Jedyną obroną jest atak, a w ogóle – najlepiej podjąć działania prewencyjne i wmieszać się w towarzyski tłum.
Droga Margolu,
Niby na zewnątrz jest OK, ale w środku… Mimo że nie noszę maski, to ktoś mógłby pomyśleć, że mam się świetnie, ale tak nie jest. Od zawsze czekałam na tego jedynego mężczyznę, który miał być mi przeznaczony, a on nie przychodził. Myślałam sobie zatem, że to jeszcze czas, jestem przecież młoda. Tylko że czas mijał i dalej nic. Zaczęłam się w końcu spotykać z pewnym znajomym, bardziej na stopie kumpelskiej — na rower, spacer, wspólne wakacje, lecz nie oszukując go – od początku powtarzałam, że to nie jest uczucie, na jakie on liczył. Jednak ciągnęliśmy to oboje, on z uciechy bycia ze mną i myślę, że też dla mojego wsparcia w różnych sprawach, a ja – by nie być sama. Jednak czułam się z tym coraz gorzej.
Zdarzyło się coś nagle po 8 miesiącach naszego „bycia ze sobą”. Spadło jak przysłowiowy grom z jasnego nieba. Spotkałam mój ideał. Zakochałam się i on też powtarzał ciągle, że mnie kocha. Oczywiście zakończyły się spotkania z wcześniejszym, nazwijmy to, chłopakiem. Nastąpiła sielanka, która jednak trwała zbyt krótko i zbyt intensywnie. Wywołała wiele emocji, zarówno u mnie, jak i u mojej rodziny, która w ogóle tego nie akceptowała z powodu znacznej różnicy wieku między nami. On był starszy o 16 lat. Skończyło się to bardzo szybko z wielu powodów, lecz głównym była jego bardzo nieustabilizowana sytuacja życiowa – zarówno osobista, jak i zawodowa. Okazał się również manipulatorem psychicznym i człowiekiem myślącym tylko o sobie. Z wielkim żalem, ale też głębokim przekonaniem, że muszę – zakończyłam tę znajomość, ponieważ to był związek toksyczny. Wiem to teraz, gdy dochodzą do mojej świadomości różne sytuacje, słowa — na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Wiem, że dobrze się stało, bo dowiedziałam się czegoś o sobie, o moim ideale i o rodzinie. Ten związek dał mi wiele złego, ale i dobrego. Nigdy nie czułam się tak ważna, wysłuchiwana i… nieszanowana. Skrajne.
Koniec. Teraz jestem sama. Mieszkam w swoim mieszkanku z kocikiem, jak stara panna. Mam 27 lat, czuję się podle, bo samotnie. Chodzę na jakiś tam aerobik, praca daje mi satysfakcję. Ale brakuje mi mężczyzny. Przede wszystkim jego oparcia i poczucia bezpieczeństwa. Zastanawiam się nieraz, do czego to zmierza, jaki ma sens. Może mam się wzmocnić przed czymś ważnym? Ale jak? Mam czekać, że ktoś „zrobi mi życie”, jak powiedziała Kasia Figura? Wiem, że muszę żyć po swojemu, ale co to znaczy? Moje życie kończy się na pracy i zajęciach fitness. Znajomi… mają swoje połówki. Perspektywa urlopu i wolnego czasu mnie przeraża, bo nie mam go z kim dzielić. W środku usycham, nie wiem, czego mi trzeba, tzn. wiem, ale jak go znaleźć? Bliskim tak ciężko to powiedzieć, dlatego kieruję te słowa do Ciebie, może jako obca dla mnie osoba inaczej na to spojrzysz.
Pozdrawiam,
Ewa
***
Droga Ewo,
Naprawdę dwadzieścia siedem lat to nie jest jeszcze moment, w którym należy się skreślać z listy ludzi w kolejce do szczęścia. Może rzeczywiście musisz się wzmocnić, może „oczyścić” po tym związku? Czasem jest tak, że tkwi w nas jeszcze takie mnóstwo złych emocji związanych z poprzednim mężczyzną, z rozstaniem – że nie ma miejsca na nowe, dobre uczucie. Być może tak jest u Ciebie. Nie pozwól sobie tylko na to, by teraz już wpadać w panikę, że przed Tobą już nie ma niczego dobrego, że już przegrałaś życie – naprawdę, o wiele na to za wcześnie. Jeśli sama skreślisz się już dziś, ryzykujesz, że pochłonięta negatywnymi myślami staniesz się „niewidzialna” dla mężczyzn. Nieraz już powtarzałam, że rycerze na białych koniach ratujący królewny z dna rozpaczy to raczej wymysł na potrzeby spragnionych happy endów pięciolatek. Nie ma się co łudzić…
Masz wiele atutów. Jednym z największych, z czego być może nie do końca zdajesz sobie sprawę, jest twoja psychiczna siła i rozeznanie, co jest dla Ciebie dobre, a co złe. Niewiele kobiet tak po prostu potrafi ocenić sytuację i wyrwać się z toksycznego związku. Jeśli zdarza Ci się śledzić tę rubrykę, możesz sama zaobserwować, ile kobiet tkwi w czymś, co z gruntu jest dla nich złe i co je niszczy, zabierając chęć i nadzieję na życie. Ty potrafiłaś znaleźć w sobie siłę, by nie tracić czasu i nie szarpać emocji. Brawo! Jestem przekonana, że minie jakiś czas i poukładasz sobie pozostałe sprawy równie energicznie i z rozmysłem.
Na pewno powinnaś się zastanowić, czy hodowany przez lata obraz „tego jedynego” nie jest aby nadto cukierkowy i oderwany od rzeczywistości. Tu upatruję pewnego niebezpieczeństwa – czy nie masz wrażenia, iż ramki wycyzelowałaś w taki sposób, że nikt nie ma możliwości się w nie zmieścić? Przemyśl, czy Twoje marzenia nie fruwają zbyt blisko gwiazd, w dużym oderwaniu od ziemi. Szkoda by było… Wyglądasz na rozsądną, więc mam nadzieję, że kontrolujesz to wszystko i nie windujesz oczekiwań, przy okazji mając się za tak doskonałą, że potencjalny kandydat z zachwytu powinien paść u Twych stóp? Wybacz sarkazm, przestrzegam przed takim podejściem tylko dlatego, że ostatnio coraz częściej zdarza mi się spotykać tak właśnie nastawione dziewczęta. Pozostanę w przekonaniu, że Ciebie to nie dotyczy.
Musisz sobie dać trochę czasu. Nie zamykaj się z kotem w czterech ścianach, chodź w miejsca, w których poznaje się ludzi. Wprawdzie coraz trudniej o kluby dyskusyjne, ale są jeszcze dyskusyjne listy internetowe i spotkania dyskutantów w ciekawym gronie. Zajrzyj na fora ludzi kochających koty – mężczyźni też tam bywają. Poszukaj grup związanych z Twoimi zainteresowaniami. Uczestnicz aktywnie w życiu towarzyskim, także ze znajomymi, którzy mają swoje połówki. Na imprezy do nich wpadają czasem tacy, co swojej połówki szukają. Daj im szansę.
Życzę więcej optymizmu!
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze