Uwaga, niebezpieczny zakręt!
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuZa obecną sytuację jesteś odpowiedzialna w równym stopniu Ty co mąż. Oburzysz się, prawda? Zapytam: czemu tak późno zareagowałaś? Dlaczego pozwoliłaś na to, żeby sytuacja nabrzmiała do takiego stanu, w którym być może niektóre mechanizmy są nieodwracalne? Jak widzisz, Twój mąż nie jest złym człowiekiem. Może po prostu nie umiał się odnaleźć tak, jak byś tego chciała, w roli męża i ojca.
Droga Margolu,
Co byś zrobiła na moim miejscu? Jestem w związku 20 lat i cały ten czas byłam bardzo samotna, bo mój mąż jest pracoholikiem. Nigdy nie poświęcał mi czasu, żyliśmy obok siebie tyle lat, a ja starałam się zauważyć w nim mimo wszystko te dobre strony. Było mi bardzo ciężko z nim żyć, bałam się go i dla świętego spokoju zachowywałam się jak potulna owieczka. Bo on, kiedy był zły, demolował i niszczył to, co miał pod ręką. Szczęśliwa byłam dopiero wtedy, kiedy mój mąż spał twardym snem i równo oddychał, dopiero wtedy zaczynałam żyć, oddychaćgłęboko i czuć zadowolenie. Kiedy byliśmy sami, życie było łatwiejsze, bo było mniej sytuacji konfliktowych.
Mamy dwoje dzieci, 13-letnią córkę i 16-letniego syna. Utorowałam im drogę do lepszego życia. Po latach katuszy 3 lata temu pierwszy raz w życiu odważyłam się (po zasięgnięciu opinii psychologa od spraw kryzysowych i prawnika) wszystko mu wygarnąć. Płakał przez tydzień i prosił nas o wybaczenie. Jesteśmy razem, jest dobrym ojcem, ma dobry kontakt z dziećmi, pomaga im w lekcjach, czasem coś ugotuje i od tamtej pory boi się mnie. Wie, że już sobie nie pozwolę na takie zachowania z jego strony.
Dalej praca jest dla niego najważniejsza, potrafi być z dziećmi, ale tylko w domu. To ja jestem organizatorem wyjazdów, spacerów. Pierwszy raz w życiu mąż pojechał z nami na wakacje w ubiegłym roku. Wręcz go zmusiłam do tego dla dobra dzieci, no i dla niego samego. Namówiłam go na zakup rowerów i zachęcałam do wypraw z dziećmi. Udało się kilka razy. Ale brakuje mi bardzo kogoś bliskiego, do kochania, do wspólnego spędzania czasu. Jestem bardzo samotna. Ten człowiek nie będzie dla mnie nigdy taką osobą. Prawie w ogóle mnie nie zauważa, nie rozmawia z własnej inicjatywy, nic nas nie łączy.
Pozdrawiam serdecznie,
Elipsa
***
Droga Elipso,
Ustalmy jedno: niekiedy ścielimy łóżko byle jak, byle szybko, dla świętego spokoju – a potem w pościeli skręconej, wymiętej nie zaznajemy go… Jeśli milczałaś, miał prawo uważać, że wszystko jest w porządku, jakoś się dogadujecie, ma szczęśliwą, udaną rodzinę. Dlaczego miałby uważać, że jest inaczej? Nawet jeśli czasem trapił go jakiś wyrzut sumienia, Twoje uspokajające milczenie pozwalało szybko go zagłuszyć.
Zatem jeżeli miłość umarła – jesteś za to współodpowiedzialna. Ale miejmy nadzieję, że nie jest jeszcze do końca stracona. Jak widzisz, mężowi zależy na utrzymaniu rodziny. Nie zachowuje się tak, jak byś tego od niego oczekiwała, bo może zupełnie nie potrafi? Tyle lat nie wymagałaś od niego pracy nad sobą, podejmowania rozmów, wypraw, spacerów – teraz obydwoje musicie się siebie nauczyć od nowa, musicie też wspólnie popracować nad wypracowaniem nowych ścieżek dla Waszego małżeństwa i rodziny. Wiem, że masz ochotę teraz się poddać, odchowałaś dzieci, za chwilę pójdą w swoje życie, a Ty zaczynasz już podświadomie szukać sobie drogi ucieczki. Marzy Ci się, żeby spotkać kogoś, kto będzie inny niż mąż, będzie Cię nosił na rękach, wielbił i rozpieszczał, prawda? Śliczne to i bardzo naturalne mrzonki, ale może rozejrzyj sie wokół, ile kobiet przejechało się na takiej skórce od banana. Nie sądzę, byście nie potrafili się dogadać z mężem. Sporo Was wbrew pozorom może łączyć, trzeba tylko odgarnąć z tego stos nieporozumień, którym pozwoliliście latami narastać. Myśleliście o wspólnej terapii? O wyjeździe tylko we dwoje? (To raczej po terapii… inaczej skutek może być odwrotny.) Jeśli jesteście wierzący, możecie wybrać się na dające znakomite efekty spotkania małżeńskie, w których biorą udział również psychologowie. Trzeba spróbować wyplewić tę ścieżkę między Wami, która przez obustronne zaniedbanie zarosła.
Drugą stroną medalu są agresywne zachowania męża. Czy to minęło? Czy teraz umie sobie radzić z napadami złości? Tu rzeczywiście może tkwić poważny argument za rozwiązaniem tego związku, jeśli miałoby się okazać, że nadal zdarza mu się stracić panowanie nad sobą. W tej chwili możesz doprowadzić do tego, że mąż pójdzie na trening panowania nad agresją (to może brzmieć absurdalnie, ale przynosi świetne efekty). Nie wiem, na ile Ci zależy jeszcze na odbudowaniu czegokolwiek, jak bardzo jesteś zmęczona. Może rozwiązaniem byłoby też, gdybyś dała sobie trochę odpocząć i wyjechała na dłużej sama? To być może zachęci Twojego męża do większego udziału w życiu domowym – będzie musiał spędzić trochę czasu z dziećmi, poznają się lepiej, ulepszą swój kontakt (który, jak piszesz, i tak nie jest zły – to daje dużą nadzieję na przyszłość). A Ty odpoczniesz – będziesz miała trochę czasu dla siebie.
Na pewno problemów między Wami nie da się rozwiązać jednym ruchem. Sądzę, że dużo musiało w Tobie narosnąć, skoro udałaś się do psychologa i prawnika. Oczywiście, rozwiązanie radykalne otwiera nowe perspektywy, ale uwierz mi na słowo, z rozwodu nikt nie wychodzi bez szwanku. Ani eksmałżonkowie, ani dzieci. Najpierw zastanów się, czy na pewno nie chcesz i nie potrafisz popracować nad tym małżeństwem. Często z takiego zakrętu wychodzi się – ku obopólnemu zdziwieniu – ręka w rękę, z nowo odkrytą wiedzą o sobie nawzajem, z bliższą więzią… Warto dać sobie szansę.
I jeszcze jedno jestem Ci winna – ostrzeżenie. Jeśli zdecydujesz się na poszukanie kogoś, z kim będzie Ci bardziej „po drodze” - uważaj, żeby się nie zachłysnąć zanadto zmianą na lepsze, i zachowaj ostrożność. Kiedy kropla pada na przesuszony grunt, wsiąka natychmiast bez śladu, tak mocno chłonie ją ziemia. Zważ, że w ten sam sposób może wchłonąć toksyczne płyny – bardziej jej to zaszkodzi, niż pomoże. Bądź czujna wobec nowej miłości – i wobec własnych oczekiwań. Zbyt wiele widziałam kobiet, które połamały sobie skrzydła, spadając na ziemię po takim lekkomyślnie rozpoczętym locie ku niebu… Bądź mądra. Poznaj się wcześniej, przyjrzyj się sobie, dowiedz się, co sprawiło, iż tyle lat siedziałaś jak mysz pod miotłą, obawiając się wyrazić swoje zdanie. Teraz piszesz, że to mąż się Ciebie boi. Po co Wam ten strach?
Pytałaś, co bym zrobiła na Twoim miejscu – odpowiedziałam zgodnie z moim poglądem, że małżeństwo i rodzicielstwo to na tyle poważna sprawa, że warto uczynić wysiłek dla naprawienia więzi. Trzymam mocno kciuki, żebyś znalazła swoją drogę wyjścia z tej sytuacji. Może potrzeba Ci więcej cierpliwości, żeby uczyć męża bliskości, żeby tę bliskość między Wami budować. Życzę rozwagi i cierpliwości.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze