Tajemnica skórzanej walizki
MAGDALENA TRAWIŃSKA-GOSIK • dawno temuKobieca dusza to ocean pełen tajemnic – lubię powtarzać to zdanie, bo wierzę, że to szczera prawda. Kaja też ma swoją tajemnicę, kryje ją w walizce, chowa do szafy w sypialni, nikomu o tym nie opowiada. Nigdy się nie zdradziła, nawet najbliższej osobie – swojemu mężowi. Wstydzi się, boi się braku akceptacji, bo sama siebie nie akceptuje. Ostatnio zaczęła się zastanawiać nad ujawnieniem prawdy. Zanim to zrobi, chce wiedzieć, co o tym myślicie.
Kaja (25 lat, studentka, nauczycielka angielskiego z Poznania):
— Chciałam podzielić się czymś, czego się bardzo wstydzę, a jednocześnie usłyszeć rady, jak wybrnąć z głupiej sytuacji. Do wypowiedzi w Kafeterii namówiła mnie koleżanka, bo podobno dobrze tu radzą, ale do rzeczy.
Być może duża część kobiet uzna, że jestem zboczona… bo ja — lubię się przebierać. Robię to w ukryciu, gdy nikt nie widzi. Mam pokaźną kolekcję erotycznych fatałaszków. Seksowne, uwodzicielskie gorsety, zawiązywane z tyłu, koronkowe pasy do pończoch, czerwone pończochy, kabaretki, podwiązki z cekinami, koralikami i brokatem, różowe peniuary obszyte czarnym lub srebrnym puszkiem, majteczki na suwak, bardzo seksowne stringi, jedwabne szlafroczki, rajstopy i biustonosze odkrywające intymne części ciała oraz kilka par szpilek z metalowym obcasem i jedne wysokie do ud kozaki-lakierki. Brzmi to dziwnie, wiem, ale jeszcze dziwniejsze jest to, że jestem mężatką, a mój mąż nic o moim przebieraniu nie wie.
Nie pamiętam, kiedy zaczęłam. Przebierać uwielbiałam się od dziecka. Pewnie robi tak wiele dziewczynek. Mamy buty, korale, torebki i sukienki są interesujące. Z tym, że mnie głównie interesowała mamy bielizna, jedwabne koszulki do spania, szlafroczki z satyny. Nikt nie widział w tym nic złego. Gdy zaczęłam dojrzewać, zauważyłam, że zakładanie na siebie mamy staników, boa z piór, koronkowej bielizny podnieca mnie. Marzyłam o własnej bieliźnie. Dokładnie pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy kupiłam sobie koronkową, satynową koszulkę, pas do pończoch i pończochy. Miałam to na sobie idąc do pracy i odczuwałam niezwykłe podniecenie, bo wydawało mi się, że wszyscy wiedzą, co założyłam. Przebierając się odczuwam ogromną satysfakcję, mam ochotę na seks, czuję się szczęśliwa. Era internetu ułatwiła mi zdobywanie coraz bardziej wykwintnej erotycznej bielizny, butów i seksownych gadżetów. Nie jestem chyba fetyszystką, bo te kochają głównie używaną bieliznę, ale może się mylę.
Od kilku lat mam męża. Nie chciałam dzielić się z nim opowieściami o moich przebierankach, ani wciągać go w zabawę. Byłam pewna, że nie zrozumiałby tego. To spokojny człowiek, pracownik banku, ma zdrowe podejście do życia i do związku. Przy nim czuję się bezpieczna, poukładana, normalna. Bo choć mój fetysz sprawia mi przyjemność, w głębi duszy nie akceptuje go, wstydzę się tego, co robię.
Mój mąż wraca późno z pracy. Gdy przychodzę do domu, biorę błyskawiczny prysznic, idę do sypialni, nastawiam muzykę, zapalam świece i otwieram moją skórzaną walizkę. Jest na szyfr, a mój mąż dotąd nigdy mnie nie zapytał, dlaczego ją zamykam. Pewnie oniemiałby ze zdziwienia. Wyciągam z niej moje fatałaszki. Dotykam ich, wybieram, w końcu zakładam coś i robię sobie zdjęcia polaroidem. To mnie bardzo podnieca. Zdjęcia także trzymam w walizce i dość często oglądam. Uważam, że moje piersi i łono wyglądają cudownie w ażurowej bieliźnie, obszytej puszkiem. Na zabawę mam godzinę, bo drugą godzinę zajmuje mi kolacja dla męża. Jestem podniecona, przygotowując jakieś danie, wciąż myślę o seksie. Zazwyczaj, gdy on kończy jeść, dosłownie się na niego rzucam. Jest szczęśliwy – pyszne jedzenie, napalona żona.
Może wszystko powinno zostać po staremu. Jednak, ostatnio coraz częściej przychodzi mi na myśl by odkryć ciemną stronę mojej duszy przed mężem. Zastanawiam się tylko jak to zrobić i czy powinnam to zrobić. Próbowałam dwa tygodnie temu. Poszliśmy do sklepu z bielizną. Zazwyczaj mój mąż czeka na mnie gdzieś w kawiarni, a ja buszuję po sklepach. Tym razem poprosiłam, by mi doradził. Pokazywałam mu dość wyuzdaną bieliznę, ale nie wyczułam jego zainteresowania. Mówił, że jeśli chcę, mogę kupić, ale gdzie ja się w to ubiorę. Ogólnie śmiał się. Kiedyś żartowałam też na temat bielizny w internetowych sklepach erotycznych. Skwitował to, że ludzie są dziwni i że woli mnie w bawełnianej koszulce, jest bardziej seksowna od suwaków i drapieżnych koronek. Pewnie ma rację. Bawełniana bielizna też jest podniecająca, ale akurat nie dla mnie. Nie wyzwala we mnie tego ognia, który czuję podczas przebierania się w moje ciuszki z walizki. Myślę, że gdybym opowiedziała mężowi, co robię zanim on wróci z pracy, uznałby, że jestem freakiem.
Nie wiem co robić, zaryzykować czy raczej zabrać swą tajemnicę do grobu? A może powoli go przekonywać? Jeśli taka informacja mogłaby coś popsuć między nami, to na pewno nie chciałabym mu się zwierzać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze