Instrukcja jedzenia lodów
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuPewnie niełatwo jest ocenić po niezbyt długim czasie mężczyznę jako godnego (lub nie) zaufania. Do tego potrzebny jest pewien kredyt. Ty nie czujesz się na niego gotowa. Ale zastanawiam się, po co w takim razie podejmujesz próby? Działanie bez uprzedniego przemyślenia rzadko przynosi dobry efekt
Droga Margolu,
Wiesz, tak się ostatnio zastanawiam… Nie wiem sama, jak to nazwać. Czy to asekuranctwo, czy coś innego. Jest mi potrzebne zdanie kogoś obiektywnego, kogoś takiego jak Ty. Już wyjaśniam, o co mi tak właściwie chodzi.
Jestem dość młodą kobietą, atrakcyjną, za którą mężczyźni się oglądają. Bardzo różni, przystojni i mniej przystojni, młodzi, starsi, zadbani i zupełnie niezwracający uwagi na własny wygląd, tacy, którzy zapomnieli o tym, że istnieje coś takiego jak toaleta… Moja kobieca próżność jest zaspokojona, bo się podobam. Mam za sobą kilka związków. Nie wszystkie są udane, choć niektóre były naprawdę cudowne. Pytanie się od razu nasuwa, jeśli takie były, to dlaczego się skończyły?
Chodzi o to, że paru mężczyznom udało się mnie zranić, bardzo zranić. Już minęło trochę czasu. Poznaję nowych mężczyzn, naprawdę wartościowych. Jest mały problem: gdy zauważam, że zaczynam się angażować, to uciekam od związku, zostawiam ich. Może to jakieś podświadome mszczenie się na płci przeciwnej? Nie wiem. Taką tendencję zauważyłam u siebie niedawno, ale kiedy dłużej nad tym pomyślałam, to stwierdziłam, że to trwa już jakiś rok. Trochę długo. To nie jest tak, że nie chcę się zakochać. Bardzo chcę, ale może boję się kolejnego zranienia?
Zaczynam trochę przedmiotowo traktować mężczyzn. Dobrze, że to zauważyłam, bo chcę to powstrzymać. Nie mam zamiaru krzywdzić faceta, który nie jest niczemu winien, tylko się po prostu zauroczył czy zakochał. Jednak ja tego nie odwzajemniam. Kończę związek. On jest trochę skołowany. Chyba lepiej tak, niż miałabym go okłamywać. On pewnie i tak się czuje zraniony. Z kolei gdy mnie jakiś mężczyzna zainteresuje, to ja go nie interesuję, ale chce się mną bawić – czegoś takiego nie zniosę. Jeśli natomiast jest zainteresowanie z obu stron, to po jakimś czasie uciekam… Totalnie bez sensu, nie uważasz?
Bo jest dobrze, super, ale gdy czuję, że się angażuję, to najpierw jest cudownie, a chwilę później włącza się lampka ostrzegawcza, że on może mnie zranić, że znowu mnie ktoś zrani. I wolę odejść. A przecież skąd niby mam wiedzieć, że on mnie na pewno zrani? Może tym razem wcale tak nie będzie, ale tego to już nigdy nie zdążę się dowiedzieć.
Pozdrawiam,
Asekurantka
***
Droga Asekurantko,
Ustalmy jedno: kto się raz sparzył, ten na zimne dmucha. Normalne? Owszem. Przez chwilę. Potem warto wyjść poza ten nowy zwyczaj, uznawszy jego absurdalność. I zanim się podmucha na zimne, uświadomić sobie, jaką ma temperaturę.
. Oczywiście, pewna doza spontaniczności jest wskazana, ale nie może być tak, że sobie próbujesz pobyć z kimś, nie wiedząc sama, czy masz na to ochotę. Szczerze mówiąc, rzadko spotyka się sytuację, w której ktoś pogryziony przez psa usiłuje wszystkie pozostałe przejechać kijem po grzbiecie.
Trochę konsekwencji, Asekurantko: albo nie jesteś gotowa na próbę – i nie podejmujesz jej, albo jesteś – i wtedy pozwalasz sobie na to, by dać się ponieść emocjom, nie tracąc racjonalnego spojrzenia na sprawę. Racjonalnego, nie pesymistycznego! Do tego nie możesz kończyć związków, gdy się facet zakocha, ale nie zaczynać ich, zanim to się stanie. Do tego – musisz się uporządkować. Koniecznie. Podsumować sobie wszystko to, co Ci nie wyszło, trochę pogrzebać w ranach, być może nie do końca jeszcze zagojonych, znaleźć przyczyny i skutki, potem odpowiednio je poukładać w ciągi logiczne, powiesić sobie nad łóżkiem jako „Wzór, jak nie należy postępować” – i żyć dalej, ze świadomością, że: a) to Twoje życie i pokierujesz nim tak, jak chcesz; b) kolejny mężczyzna nie jest poprzednim i ma na pewno własne wady i zalety, więc nie ma sensu nakładać na niego starych, (nie)dobrych schematów. Ucieczka przed samą sobą nic nie da. Jak widzisz, próby zagłuszania się nie udają, problem wraca, a jego cena wzrasta kolejno o następnych skołowanych. Nie ma rady, musisz wykonać gigantyczną pracę nad sobą. Nikt Cię z niej nie zwolni, jeśli chcesz dalej żyć jakoś normalnie, bez zadawnionych traum.
Inaczej – cóż czeka Cię za przyszłość? Oczywiście, można żyć, „używając” innych do zaspokojenia swoich potrzeb, w takim zakresie, w jakim ich potrzebujemy, i wyłącznie na własnych warunkach. Tylko w ostatecznym rachunku nikt się z tym dobrze nie czuje. Ani człowiek, który w dobrej wierze angażuje swoje emocje, czas, cokolwiek – ani Ty, która potraktujesz go przedmiotowo. Prawda? Musi Cię to uwierać, skoro do mnie piszesz.
Trudne to zadanie – oswoić własne lęki. A nawet nie tyle oswoić, ile zagłodzić! Nie dać im pożywki. Nastawić się pozytywnie i nie tracić optymizmu. W jakiejś dziedzinie uda się lepiej, w jakiejś gorzej, trafisz na swoją drugą połówkę pomarańczy albo zrobisz ze swego życia ciekawą sałatkę owocową z jabłkiem, które zadziwiająco będzie pasowało do pomarańczy. Przecież idealnie dopasowane związki nie zdarzają się ot, tak sobie, a w ogóle zdarzają się na tyle rzadko, że powinno to dać wszystkim do myślenia, ile się trzeba napracować nad zbudowaniem takiej relacji, żeby choć trochę zbliżyła się do naszych marzeń. A marzenia spełniają się tylko tym, którzy zacisną zęby i popracują nad ich realizacją.
Tylko, wiesz, jeśli zamienisz siekierkę na kijek, a pomarańczę na suchy kaktus, to nijak nic nie przypasuje. Rozumiemy się? Podsumować, wyciągnąć wnioski i z nimi ruszyć dalej. Szkoda życia na urazy, traumy i lęki. Będziesz się bała u raju bram, czekając na werdykt, a teraz proszę uprzejmie od jutra przeżyć jak najlepiej każdy dzień swojego życia. Proszę jeść lody z apetytem i bez obaw krasić je bitą śmietaną i owocami o ulubionym smaku.
No. To klaps w pupę na szczęście i moc serdeczności od Margoli.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze