To moja piaskownica!
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuBardzo mnie irytuje, gdy czyjś egoizm wykracza poza zdrową miarę (bo troszkę egoizmu jest wskazane dla równowagi). W chwili jednak gdy dla własnego widzimisię pozwalamy komuś zniszczyć swoje sprawy życiowe, gdy nie szanujemy kompletnie jego uczuć, gdy nie powstrzymamy go przed zrobieniem czegoś, co – w zamyśle – robi ze swoją szkodą po to, by nam dogodzić – dopuszczamy się skandalicznego nadużycia.
Cześć, Margolu,
Mam 21 lat i od dwóch lat jestem w stałym związku z „cudownym” człowiekiem. Cudownym, bo ma wszystkie cechy, które na to wskazują: jest odpowiedzialny, czuły, opiekuńczy, delikatny, hojny, nie boi się mówić o swoich uczuciach, jest bardzo wyrozumiały, niewymagający… po prostu ideał. To ja jestem tą gorszą w tym związku: jestem nieodpowiedzialna, egoistyczna, niezdecydowana i szukam dziury w całym.
Przez cały czas trwania naszego związku było parę incydentów, które spowodowały między nami większe lub mniejsze zgrzyty, jednak zawsze wynikały one z jego winy. Potem zawsze mnie przepraszał, kupował kwiaty i po raz kolejny przekonywał o swoim głębokim uczuciu. Jakiś czas temu mój mężczyzna zmienił pracę, zaczął wyjeżdżać. Czasami nie ma go nawet dwa tygodnie. Kiedy tylko wspominałam o tym, że jest mi z tym źle, on zaraz tłumaczył, że nie ma problemu, bo przecież on może zmienić pracę i znowu być blisko mnie. Tylko że to akurat jest ostatnia rzecz, o jakiej marzyłam…
Około trzech tygodni temu on znowu „zawinił” (a może to ja szukałam kolejnego powodu do kłótni?). Zrobiłam potworną awanturę i stwierdziłam, że się rozstaniemy. Wiem, że on załamał się tym faktem. Postanowił o mnie walczyć. Pisał SMS-y, dostałam nawet kosz róż przez posłańca. Kiedy poprosiłam go o tydzień na przemyślenie, on wprost dziękował mi za wyrozumiałość. Przyjaciołom natomiast zwierzył się, że zamierza zmienić pracę, bo to na pewno przez to popsuł się nasz związek.
Muszę przyznać, że nie poruszyły mnie ani te róże, ani wiadomość o tym, że chce zmienić pracę (chociaż doskonale wiem, że robi to tylko dla mnie), nawet wzmogło to we mnie jeszcze większy gniew. Najgorsze jest to, że moja mama uważa, iż rezygnując z niego, popełnię największy błąd w życiu i już nigdy nie znajdę kogoś tak wspaniałego jak on. I teraz sama już nie wiem, co mam robić: tkwić dalej w tym „idealnym” związku czy może rozstać się z nim?
Bardzo proszę o pomoc.
Lulunia
***
Droga Luluniu,
Ustalmy jedno: jeśli spojrzeć pół metra poza czubek własnego nosa, świat otwiera nowe, ciekawe perspektywy. Choć może właśnie nieciekawe… Może się na przykład okazać, że bardzo wobec tego świata jesteśmy nie w porządku. Że jakiś człowiek przebudowuje całe swoje życie, być może straci na tym wiele, robi to dla jakieś nadąsanej fruzi, która nawet nie czuje się zobowiązana, żeby mu powiedzieć, że ma to wszystko gdzieś i nie robi to na niej wrażenia. Dziewczyno! A któż Ci dał prawo do takiego traktowania człowieka, który najwyraźniej Cię kocha?
„Cudownie” jest się pobawić, poprzyjmować sobie hołdy i pozastanawiać się, czy aby na pewno zyskasz, rzucając ten „ideał”? Co powie mamusia, koleżanki, sąsiadki… Oczywiście, to jest bardzo ważne, bo może parę lat go jeszcze wytrzymasz, aż zjawi się ktoś fajniejszy, a wcześniej: „Niech się chłopak stara, wycyckam sobie, co się da, i puszczę go w trąbę. Może to mnie choć trochę poruszy, rozerwie, bo ja wiem…”. Nalegam, byś zastanowiła się, jakie konsekwencje niesie Twoje działanie, a nie robiła z siebie bezwolnej, nadąsanej laleczki. To robi źle wizerunkowi płci żeńskiej, więc czuję się osobiście zainteresowana.
Nie podoba mi się to, co robisz, nie podoba mi się Twój cynizm i uważam, że jesteś zwyczajnie nieuczciwa. Zwłaszcza że „najgorsze w tym wszystkim” jest dla Ciebie tylko możliwe zagrożenie własnego interesu (co powtarza Ci mama), a nie to, że traktujesz tego człowieka przedmiotowo. Po co kłamiesz, że jest Ci źle z jego nieobecnością, skoro o niczym innym nie marzysz? Po co go zwodzisz? Dlaczego nie zastanawia Cię, że możesz go skrzywdzić (choć to już nastąpiło)?
Nikt nie ma prawa nie tylko rujnować komuś życia, ale nawet biernie przyzwalać na to, by takie działanie miało miejsce.
Piszesz ponadto, że wszystkie Wasze sprzeczki wynikały z jego winy. Coś tu jest niemożliwe. Przez dwa lata tylko jemu zdarzały się potknięcia? Jesteś idealna? Czy też może on po prostu, kochając Cię, nie rozdmuchuje byle pretekstu i puszcza w niepamięć Twoje drobne przewiny?
Pytasz mnie, co zrobić. A ja apeluję do Twojej uczciwości. Jeżeli kochasz, tylko masz jakiś chwilowy kryzys (co jest mocno wątpliwe) – pracuj nad sobą, aby stać się lepszą, dla niego i dla wszystkich. Jeżeli nie kochasz – to, u diabła, przestań się bawić jego miłością i uwielbieniem. Zwyczajnie Ci się nie należy i po prostu go wykorzystujesz. Nie masz do tego najmniejszego prawa. Zbierz zabawki, przeproś i idź do innej piaskownicy. I uważaj, żeby nie zaziębić sobie nerek w mokrym piasku.
Mimo wszystko serdecznie pozdrawiam,
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze