Święta po mojemu. Świeże wspomnienie
URSZULA • dawno temuPowoli moja wizja zaczęła się klarować - w tym roku zrobię Święta po swojemu. A gdyby tak na choince, zamiast bombek, powiesić mandarynki ponabijane goździkami, pierniczki powycinane w dziwne kształty, np. świń w kosmosie; na stole wigilijnym, zamiast karpia i kompotu z suszu, gruszki gotowane w czerwonym winie i i sushi ze śledziem...
Na szczęście Święta już za mną. O tym, że nie przepadam za Świętami, za wymuszoną atmosferą domowego ciepła i miłości, po tygodniowych walkach o to, kto wytrzepie dywan, a kto wyszoruje klozet, okraszonych wzajemnym wysyłaniem się do diabła, o tym, zdaje się, pisałam rok temu. Jednak te Święta były wyjątkowe pod jednym względem. Mianowicie, jakieś pół roku temu stałam się samodzielną panią domu i teraz nikt nie mógł mi nic kazać.
Kiedy przez długie lata zaganiana byłam przez mamę do prasowania atłasowych obrusów, odkurzania domu przed, w trakcie i po sprzątaniu, cały czas starałam się przemówić jej do rozsądku, wytłumaczyć, że najmilej jest wtedy, gdy nikogo do niczego się nie zmusza. Wypolerowane na wysoki połysk parkiety, stoły uginające się od jedzenia i odświętne stroje domowników wcale nie gwarantują miłej atmosfery. Chodzi o to, aby każdy robił to, na co ma ochotę. Na moje racje mama odpowiadała mi niezmiennie, że w swoim domu będę robić, co będę chciała, natomiast w jej domu, póki żyje, Święta będą wyglądać tak, a nie inaczej.
Ale kiedy zasiadłam do obmyślania, jak sama urządzę Święta, moje dawne wizje Wigilii w ogołoconym z mebli (oprócz stołu zastawionego chińskim jedzeniem) pokoju, pod stroboskopem i przy dźwiękach tanecznej muzyki, wydały mi się niedorzeczne. Do głowy zaczęły mi przychodzić zupełnie innego rodzaju pomysły: a gdyby tak na choince, zamiast bombek, powiesić malowane własnoręcznie srebrną i złotą farbką orzechy, mandarynki ponabijane goździkami, pierniczki powycinane w dziwne kształty, np. świń w kosmosie; na stole wigilijnym, zamiast karpia i kompotu z suszu, gruszki gotowane w czerwonym winie i sushi ze śledziem; zamiast kremu nivea i skarpetek pod choinkę sprawić bliskim naprawdę miłe i zabawne drobiazgi, np. mamie portret jej kota zamówiony u jakiegoś malarza…
Powoli moja wizja zaczęła się klarować — w tym roku zrobię Święta po swojemu i to zupełnie sama, nikomu (Kamilowi) nie będę narzucać żadnych nieprzyjemnych obowiązków.
Kamil jednak uparł się, że posprząta mieszkanie. Czemu nie – pomyślałam – jeżeli ma ochotę, niech sprząta, ja do tego palca nie przyłożę. I rzeczywiście, Kamil ochoczo zabrał się do pracy, zdjął wszystko z parapetów i regałów, przesunął meble do przedpokoju i już, już miał się zabrać za mycie okien i pastowanie podłóg, kiedy wpadło do nas z wizytą kilku kolegów, którzy włóczyli się po mieście, wymigując się w ten sposób od pomocy rodzicom w przygotowaniach do świąt. Niespecjalnie ucieszyła mnie ich wizyta — za chwilę miały przyjść moje koleżanki, z którymi zaplanowałam pieczenie pierniczków, a obecność plączących się pod nogami facetów w mieszkaniu, w którym jedyne miejsce, w którym można usiąść to kuchnia, wróżyła źle moim kulinarnym planom. Niestety kolegom nie spieszyło się do wyjścia, jeden skoczył po piwo, drugi zamówił pizzę, wkrótce dziewczyny przyszły z winem, tak że wieczór zakończył się sympatyczną imprezką. Sympatyczną, ale nie dla wszystkich. Niektórzy chcieli piec i wycinać pierniczki, by przystroić nimi superoryginalną, alternatywną choinkę.
I cóż dalej. Następnego dnia okazało się, że Kamil jest chory i za żadne skarby nie może dokończyć porządków. Cały dzień upłynął mi na przywracaniu w naszym mieszkaniu jako takiego ładu. W tym dniu miałam zaplanowane gotowanie świątecznych przysmaków z siostrą. Przynajmniej pomogła mi z powrotem ustawić książki na półkach, które Kamil, pod hasłem dokładnego ścierania kurzu, wrzucił beztrosko do pudeł.
Prezenty też mi się nie udały. Szybko się zorientowałam, że sklepy są zawalone prawie wyłącznie kiczowatymi upominkami i żeby znaleźć coś naprawdę ładnego, trzeba się nieźle nachodzić, a do tego być dobrze przygotowanym finansowo. Zrezygnowana kupiłam prezenty, które niewiele odbiegały od corocznego standardu: książki, płyty, kosmetyki.
W Wigilię obudziłam się w mieszkaniu bez choinki, bez zapachu wigilijnych potraw, z poczuciem klęski na wszystkich frontach. Z podkulonym ogonem powlokłam się do rodziców… Przygotowania do Świąt to wcale nie taka łatwa sprawa.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze