Nowej Zelandii uroki
ZUZA • dawno temuW związku z zainteresowaniem czytelniczek Nową Zelandią, postanowiłam podzielić się moją wiedzą na temat możliwości wyjazdu do tego pięknego kraju i życia w nim.
Wszystko zaczęło się w 1994 roku, kiedy to moja mama namówiona przez najlepsząprzyjaciółkę, jeszcze z czasów przedszkolnych, zaczęła starać się o pozwoleniena emigrację dla naszej rodziny. System punktowy zadecydował o tym, że mojamama "zakwalifikowała" się do Nowej Zelandii. System ten polega na tym,że starającym się o wizę stałego pobytu przyznaje się punkty za wykształcenie,majątek, zdrowie, wiek, znajomość języka obcego itp. i w zależności o zdobytejpunktacji przydziela się wizy do krajów od najbardziej do najmniej atrakcyjnychz punktu widzenia potencjalnych emigrantów.
W 1996 roku pojechałyśmy z mamą do Bonn, gdzie wówczas znajdowała się ambasadaNowej Zelandii akredytowana w Polsce. Tam miedzy innymi musiałyśmy przejść egzaminz języka angielskiego i po około godzinnej rozmowie z panem konsulem mama otrzymała"Permanent Residence Visa". Mnie i mojej siostrze Aśce, jako "dependent children", przyznano wizy automatycznie.
Posiadając status stałego rezydenta przysługują nam niemalże takie same prawa,co obywatelom NZ (główna różnica polega na tym, że nie mamy biernego i czynnegoprawa wyborczego). Co pewien czas polityka emigracyjna Nowej Zelandii, podobnie jakwielu innych krajów, zaostrza się, to też nie mam pewności, czy procedura, której się poddałyśmy, nadal obowiązuje. Tym, którzy chcieli by otrzymać więcej informacji na ten temat, podaję adres e-mailowy Pani Marii Nowak, która zajmuje się sprawami turystyki oraz emigracji do Nowej Zelandii: greenlt@nznet.gen.nz.
Pozwólcie, że teraz poświęcę parę słów dwóm zagubionym na końcu Świata wyspom.Klimat nowozelandzki jest zdecydowanie łagodniejszy od polskiego, szczególnie na Północnej Wyspie, którą zamieszkuje zdecydowana większość populacji Nowej Zelandii. Mieszkamw Auckland, w wysuniętym najbardziej na północ mieście Północnej Wyspy, które zamieszkuje1/3 populacji NZ i który, co nie trudno teraz zgadnąć, jest największym miastem całej NZ.
Wszędzie słyszę narzekania na Auckland, że mieszka tutaj najwięcej chamstwai zidiociałych dorobkiewiczów, którzy po trupach pną się do kariery. W czasie zimyw Auckland większość drzew pozostaje zielona, chociaż robi się dużo chłodniej(w nocy zdarzają się nawet przymrozki), a na dodatek czasem pada nieprzerwanieprzez 2 tygodnie. Wtedy wszyscy, jak to w zimie, cierpią na depresje. W Aucklandnie odczuwa się jednak tak drastycznej różnicy miedzy porami roku jak w Europie.Moja mama mówi, że tutaj jest cały czas lato, tylko czasem upalne, a czasem deszczowe.
Na narty ludzie jeżdżą na wulkan Ruapehu położony w południowej części PółnocnejWyspy albo po prostu na Południową Wyspę, gdzie są podobno wspaniałe warunki (AlpyPołudniowe — nazwa mówi sama za siebie). Ja mrozem i śniegiem wystarczająco "nacieszyłam"się w Polsce, tak że prawdę powiedziawszy nic mnie nie ciągnie w tamte rejony NZ…
Teraz zaczęło się lato, jak zwykle upalne i wiele osób maszeruje po mieście na bosaka,co tutaj nie jest wcale rzadkością. Niektórzy, przede wszystkim dzieci i młodzież, chodząbez butów okrągły rok. W porównaniu z Australią, Nowa Zelandia jest mokra, rześkai soczyście zielona. Poza tym fauna nowozelandzka jest o wiele bardziej "przyjazna".Nie żyją tutaj żadne groźne dla człowieka stworzenia, takie jak jadowite pająki i węże,których w Australii jest podobno zatrzęsienie.
Jest rzeczą oczywistą, że u Kiwusów, czyli Nowozelandczyków, w obiegu funkcjonuje niezliczona ilość dowcipów o Ozzis — Australijczykach (w rodzaju kawałówo Polaku, Rusku i Niemcu). Ogólnie pierwsi mają drugich za niegrzecznych prostaków.W rewanżu Australijczycy mówią, że Kiwusi to owce.
Tak á propos owiec, to przez ostanie dwa miesiące, chcąc przerzucić sięna bardziej "ekologiczne" metody koszenia trawy, niż ta przy użyciu kosiarki spalinowej,starałam się "zorganizować" sobie jedną żywą i najlepiej głodną owcę, która zechciałabyoskubać na równo nasz ogródek. Owcy, niestety, nie zdobyłam, przede wszystkim z uwagina trudności logistyczne takiego przedsięwzięcia. Skończyło się na tym, że moja zdesperowana mama zadzwoniła do pana Stana, który już wcześniej zajmował się strzyżeniem naszego trawniczka.
Teraz ta świeżo skoszona trawa schnie na Słońcu i pachnie dokładnie tak samo jak skoszona trawa na moim starym osiedlu na Stegnach w Warszawie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze