Już mi niosą suknię z welonem...
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuTak brzmią słowa refrenu znanego utworu Dwa plus Jeden „Windą do nieba”. Wydawałoby się, że okres narzeczeństwa, przygotowania do ślubu i wesela to najpiękniejszy czas. Bohaterki tego artykułu mają odmienne zdanie. Niezamężne, myśląc o ceremonii zaślubin, głównie skupiają się na sukni z welonem, nie zdają sobie sprawy z wielu trudności związanych z organizacją wesela. Mężatki wiedzą, jak trudno wszystkim dogodzić.
Tak brzmią słowa refrenu znanego utworu Dwa plus Jeden „Windą do nieba”. Wydawałoby się, że okres narzeczeństwa, przygotowania do ślubu i wesela to najpiękniejszy czas. Bohaterki tego artykułu mają odmienne zdanie. I choć ich historie nie mają nic wspólnego z tematem utworu „Windą do nieba”, to tak samo psują klimat i zabierają radość chwili. Niezamężne, myśląc o ceremonii zaślubin, głównie skupiają się na sukni z welonem, nie zdają sobie sprawy z wielu trudności związanych z organizacją wesela. Mężatki wiedzą, jak trudno wszystkim dogodzić.
Katarzyna (25 lat, asystentka product managera z Łodzi):
— Miałam mieć małe przyjęcie. Tylko rodzice i grupka przyjaciół. Wybrałam małą, przytulną restaurację w prowansalskim klimacie. Ułożyłam menu z właścicielem i miałam wszystko potwierdzić za dwa tygodnie. Gdy zaczęłam rozmawiać o tym z rodzicami, wyraźnie widziałam w ich oczach rozczarowanie. Marzyli o dużym weselu dla swojej jedynej córki. Na 200-osobowe wesele nie chciałam się zgodzić, zwłaszcza że brakowało mi środków. Po długich rodzinnych naradach, na których prym wiodła mama, postanowiliśmy, że wesele będzie na 60 osób i że mam na nie zaprosić przede wszystkim dalszą i bliższą rodzinę. Zgodziłam się, bo zrozumiałam, jakie to dla moich rodziców ważne. No i się zaczęło…
Zostałam przymuszona do zaproszenia ciotek i wujków „piąta woda po kisielu”, nawet tych, których widziałam tylko raz w życiu i ich nie pamiętam; tylko dlatego że oni kiedyś też zaprosili moich rodziców na śluby swoich dzieci. Musiałam zaprosić chrzestnych, których widziałam dwa razy, z czego tylko jeden raz pamiętam: na chrzcie i na pierwszej komunii. Niektórych gości nigdy wcześniej nie widziałam i w ogóle nie znałam, ale rodzice twierdzili, że warto ich zaprosić i utrzymywać z nimi kontakt, bo są bogaci i wpływowi i mogą mi kiedyś w życiu pomóc. Jestem posłuszną córką. Zaprosiłam wszystkich jak należy. Zmieniłam salę na większą, bo w tej w prowansalskim klimacie nikt by się nie zmieścił. Sęk w tym, że gdy potem dzwoniłam do wszystkich gości, by potwierdzić ich przybycie, słyszałam przeróżne wymówki, najczęściej zdrowotne, dlaczego moja rodzinka nie mogła się stawić w dniu ślubu. W efekcie miałam wielką salę na 100 osób i 30-osobową grupę gości, dokładnie tych, których chciałam zaprosić na początku. Nie zawsze należy słuchać mamy, a na wesele powinno się zapraszać bliskie osoby młodej pary, a nie rodziców państwa młodych.
Elżbieta (30 lat, specjalista do spraw PR z Warszawy):
- Kilka dni przed weselem pokłóciłam się z przyjaciółką. To był dla nas obu trudny okres. Dla mnie, bo miałam mnóstwo pracy z przygotowaniem do ceremonii i przyjęcia. Dla niej, bo od kilku miesięcy nie miała pracy i nerwowo jej szukała. Dwa tygodnie przed weselem, o którym wiedziała od pół roku, powiedziała mi, że nie może przyjść. Jako powód podała brak pieniędzy. Źle by się czuła, przychodząc do mnie z pustymi rękami, poza tym nie ma się w co ubrać i nie ma nawet na pociąg, żeby przyjechać do mnie. Powiedziałam jej, że nie potrzebuję żadnego prezentu i że ważniejsza dla mnie jest jej obecność, że nie wyobrażam sobie ślubu i wesela bez mojej przyjaciółki. Na nic zdały się moje prośby. Nie dała się przekonać, mimo że załatwiłam jej transport, miała jechać z innymi gośćmi z tego miasta, a po weselu nocować u mojej koleżanki. Mówiła, że dla mnie wszystko jest takie proste, a ona jest inna i nie mogłaby przyjechać do mnie z niczym. Skończyło się to wielką kłótnią. Mam męża, ale straciłam przyjaciółkę. Nie umiem jej wybaczyć, że nie była ze mną w tak ważnym dniu.
Renata (27 lat, administrator sieci LAN z Warszawy):
— Wydawało mi się, że organizacja wesela to sama przyjemność. Nic bardziej błędnego. Najgorsze było zapraszanie gości. Jedni obrazili się, że na zaproszeniu było napisane, że wolimy równowartość prezentów, a nie same prezenty, bo mamy już całe wyposażenie mieszkania, a brakuje nam na samo mieszkanie. Inni poczuli się urażeni, że zapraszaliśmy bez dzieci. Mieliśmy małą salę i ograniczone środki, dlatego zapraszaliśmy same małżeństwa bez dzieci. Wynikło z tego wiele nieprzyjemnych sytuacji. Część nie przyjechała, a część wyszła z wesela obrażona tuż po północy. Nie wspominam tego miło.
Sylwia (28 lat, webmaster z Poznania):
— Kosmetyczka, solarium, dieta, aerobik, kurs tańca dla narzeczonych, florystka do bukietu, najlepszy DJ, suknia z Paryża, makijaż u Diora, pokaz sztucznych ogni, ognista bielizna na noc poślubną, elegancka restauracja, wypożyczony stylowy samochód. Poszło na to mnóstwo pieniędzy. Dopięcie wszystkiego na ostatni guzik było jedną wielką nerwówką. Tuż przed ślubem posprzeczałam się z mamą, a na weselu z świeżo upieczonym mężem. Gdybym teraz brała ślub, wynajęłabym firmę, która zajmuje się organizacją wesela. Młodzi przed ślubem powinni być zajęci tylko sobą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze