„Seks po fińsku”, Mika Kaurismaki
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuEkranizacja popularnej w Skandynawii powieści autorstwa Petri Karry. Zgrabna, dowcipna i zwariowana komedia. Akcentująca komizm muzyka, ciepłe zdjęcia i galeria zwariowanych postaci. Reżyser ze swoistą brawurą krzyżuje pozornie nieprzystające do siebie wątki. Ogląda się to naprawdę dobrze. Bawi i poprawia nastrój.
Ekranizacja popularnej w Skandynawii powieści autorstwa Petri Karry.
35. letni terapeuta Juhani i 34. letnia trener biznesu Tuula są małżeństwem od dziesięciu lat. Zawodowo zajmują się rozwiązywaniem cudzych problemów, ale znacznie gorzej radzą sobie z własnymi: właśnie podjęli decyzję o rozwodzie. Rozstanie ma się odbyć w cywilizowanej atmosferze. A, że do czasu sprzedaży domu Tuula i Juhani zmuszeni są mieszkać pod jednym dachem, postanawiają trzymać się kilku prostych zasad. Najtrudniejszą z nich okazuje się: nie przyjmujemy obcych. Zrozpaczony Juhani sprowadza do domu poznaną w klubie nieznajomą, wściekła Tuula rewanżuje się uwodząc kierowcę powietrznej taksówki, Marco. Wojna nerwów zatacza coraz szersze kręgi. Chcąc wzbudzić zazdrość eks małżonki Juhani zwraca się o pomoc do swojego przyrodniego brata, początkującego sutenera Wolffiego: potrzebuje młodej, ładnej kobiety, która będzie udawała jego nową dziewczynę. Wybór pada na Ninę. Ta ostatnia świetnie sprawdza się w nowej roli. Juhani nie wie tylko, że poszukuje jej zarówno policja, jak i estońska mafia.
Kaurismaki prochu nie odkrywa, ale serwuje zgrabną, dowcipną i zwariowaną komedię. Z jednej strony ciepłą, bliską czeskiej szkole, z drugiej: naszpikowaną absurdem i tzw. czarnym humorem. Bo chociaż reżyser przemyca tu szerszą refleksję na temat współczesności (Juhani frustruje się wyższymi zarobkami żony, oboje słabo radzą sobie ze świeżo odzyskaną wolnością, ona nie chce mieć dzieci itd.) najważniejsza jest zabawa. Służy jej i dynamiczna narracja, i zgrabny gatunkowy miszmasz (ważne okażą się m.in. groteskowy wątek kryminalny i rodzinny). Do tego dochodzi (również akcentująca komizm) muzyka, ciepłe zdjęcia i galeria zwariowanych postaci. Bo problemy z relacjami będą mieć tu wszyscy: para śledzących Ninę inspektorów, ginekolog-erotoman (kumpel Juhaniego), podstarzała femme fatale (przyjaciółka pani domu), oziębła wysłanniczka gangsterów itd. Reżyser ze swoistą brawurą krzyżuje pozornie nieprzystające do siebie wątki. Uważni kinomani mogą zarzucić mu pewną niespójność, ale Seks po fińsku nie próbuje być zanadto serio. Fabuła szybko przeradza się tu w (trzeba przyznać: dość zgrabną i przede wszystkim świadomą) farsę.
W żadnym wypadku nie jest to wielkie kino. Ot, masa wygłupów, kilka celnych uwag, wszystko podane z dużym przymrużeniem oka. Ale ogląda się to naprawdę dobrze. Bo Seks po fińsku bawi i poprawia nastrój. A tego jesienią nigdy dość.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze