„Żona doskonała”, Francois Ozon
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuFeminizujący, lekki i dowcipny tekst teatralny. Udane kino familijne. Całość jest bardzo przystępna, ale też doskonale skrojona, rytmiczna, zabawna. Wyśmienici bohaterowie drugiego planu, choć cały ekran i tak kradnie dla siebie duet Catherine Deneuve - Gerard Depardieu. Film autentycznie cieszy, a nawet i raz po raz śmieszy. To jeden z tych obrazów, po których opuszczamy kino uśmiechnięci, rozluźnieni i rozbawieni. Bezdyskusyjnie najlepszy film od czasu 8 kobiet.
Na pierwszy rzut oka zaskoczenie. Na drugi już nie, bo chociaż Ozon przyzwyczaił nas w ostatnich latach do kontrowersyjnego kina (heroina, homoseksualiści wychowujący dzieci, życie seksualne nastolatków) to powraca tutaj do koncepcji, która przyniosła mu sławę. Ponownie (i podobnie jak w 8 kobietach) ekranizuje feminizujący, lekki i dowcipny tekst teatralny.
Lata 70. Suzanne Pujol (Deneuve) jest żoną zamożnego fabrykanta z francuskiej prowincji. Doskonale czuje się w roli klasycznej kury domowej, wystrojonej ozdóbki, atrybutu podkreślającego wysoki status społeczny męża. I chociaż Robert Pujol (Fabrice Luchini) nie tylko zapomina o jej urodzinach, ale też otwarcie ją zdradza (aktualnie z sekretarką) Suzanne nie protestuje. Opiekuje się domem, uprawia jogging, pisze wiersze, miewa romanse. Ale do czasu. W fabryce rodziny Pujol wybucha strajk. Robert (fatalnie traktujący robotników burżuj-krwiopijca) zostaje uwięziony, a jedyną osobą, która może prowadzić negocjacje w jego imieniu okazuje się być tytułowa doskonała żona. Suzanne łapie drugi oddech: wyśmienicie radzi sobie nie tylko z negocjacjami, ale też z prowadzeniem całego zakładu (w trakcie urlopu Roberta ma być dyrektorką-figurantką).
Ozon najwyraźniej zatęsknił za masową popularnością. Bo Żona doskonała to rzadki przykład udanego kina familijnego. Obraz, na który z czystym sumieniem możecie zabrać mamę, a nawet babcię. Całość jest demonstracyjnie wręcz lekka, bardzo przystępna, ale też doskonale skrojona, rytmiczna, zabawna. Feministyczny charakter fabuły wydaje się być dziś już nieco anachroniczny, ale świadomy tego Ozon przenosi akcję w lata 70. I tu zaczyna się zabawa, gra konwencją, nieustanne (i bardzo zgrabne) operowanie z tzw. przymrużeniem oka. Już czołówka jest ewidentnym nawiązaniem do francuskiego kina tamtych lat. Dalej Ozon bawi się jak dziecko rekonstruując realia czasów własnego dzieciństwa, odtwarzając definiujące wówczas drobnomieszczański światopogląd stereotypy itd. To bardzo wygodna koncepcja, w której reżyser może bezlitośnie (i bezkarnie) przerysowywać poszczególne sceny, zachowania bohaterów itd. I nawet jeśli jest to cokolwiek mechaniczne, trudno mieć o to do niego pretensje. Bo też i efekt autentycznie cieszy, a nawet i raz po raz śmieszy.
Ale tak naprawdę o sukcesie filmu decydują aktorzy. Wyśmienici są bohaterowie drugiego planu (przekomiczny Robert, jego (cudnie!) groteskowa sekretarka, rozpolitykowani robotnicy). Pomimo ich wysiłków cały ekran i tak kradnie dla siebie duet Catherine Deneuve — Gerard Depardieu (tu w roli lewicowego burmistrza, niegdysiejszego kochanka Suzanne, który nigdy nie wyleczył się ze słabości do pani Pujol). Niewiele ryzykował Ozon stawiając na ikony francuskiego kina. Ikony nie zawiodły. Deneuve wpierw kapitalnie wykpiwa swój niegdysiejszy wizerunek lodowatej, niedostępnej femme fatale, by później na nowo go zaakcentować. A Depardieu? Przede wszystkim przypomina nam, że w ciele monstrualnego niedźwiedzia (słynny Gerard utył tak bardzo, że kolejna rola Obelixa nie będzie już chyba wymagała dodatkowej charakteryzacji) wciąż tkwi prawdziwy romantyk.
Oczywiście można zżymać się, że Ozon powrócił na łono gładkiej komercji, można wytykać mu gdzieniegdzie nazbyt widoczne teatralne korzenie, można określić jego błazenadę jako błahą. Cóż, takie kino. Bo Żona… to jeden z tych obrazów, po których opuszczamy kino uśmiechnięci, rozluźnieni i rozbawieni. Z początku i ja tęskniłem za bardziej eksperymentalnym Ozonem. Ale już po projekcji pozostaje mi przyznać: to bezdyskusyjnie najlepszy jego film od czasu 8 kobiet.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze