„Dracula. Nieumarły”, Dacre Stoker, Ian Holt
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuKontynuacja historii o Draculi, powstała z rozproszonych notatek pisarza, w którego wyobraźni narodziła się historia o rumuńskim hrabim – krwiopijcy. Tym razem Dracula ma godnego przeciwnika. Na kartach pojawia się okrutna i przebiegła wampirzyca Elżbieta Batory – postać wzorowana na autentycznej węgierskiej księżniczce, żyjącej na przełomie XVI i XVII wieku. Według akt sporządzonych w trakcie procesu kobieta odpowiedzialna była za ponad 600 zbrodni.
Istota z pogranicza świata żywych i umarłych pojawia się w różnych kulturach od dawien dawna. Ale dopiero dzięki książce Brama Stokera wampir na trwałe wszedł do kanonu literatury i sztuki, stając się nieodłącznym elementem naszych wyobrażeń o uosobieniu zła – bezwzględnego, bezlitosnego, istniejącego wyłącznie po to, by zniszczyć człowieka i wszystko to, co wiąże się z jego egzystencją. W wydawnictwie Znak ukazała się książka krewnego Brama Stokera, Dacre'a, napisana wspólnie z Ianem Holtem. Jest to kontynuacja historii o Draculi, powstała z rozproszonych notatek pisarza, w którego wyobraźni narodziła się historia o rumuńskim hrabim – krwiopijcy. Tym razem Dracula ma godnego siebie przeciwnika. Bo oprócz niego na kartach książki pojawia się okrutna i przebiegła wampirzyca Elżbieta Batory – postać wzorowana na autentycznej węgierskiej księżniczce, żyjącej na przełomie XVI i XVII wieku. Według akt sporządzonych w trakcie procesu Elżbiety, świadkowie zeznali, że kobieta odpowiedzialna była za ponad 600 zbrodni, popełnionych przez nią i jej sługi. Księżnę Batory oskarżono wtedy o wampiryzm i czarnoksięstwo. Teraz, na kartach powieści Stokera i Holta, Elżbieta zmierzy się z równie potężnym i bezwzględnym arystokratą. Jaki będzie wynik tego pojedynku?
Dacre Stoker i Ian Holt napisali powieść wykorzystującą typowo współczesne rozwiązania literackie. Najwyraźniej zależało im, by Dracula. Nieumarły (chociaż nie jest to typowa popkulturowa historyjka o zakochanych w ludziach wampirach) był literaturą atrakcyjną dla dzisiejszego czytelnika, zainteresowanego horrorami, a nie dyskretną narracją, która więcej ukrywa, a nie odsłania. Dracula niestety nie jest już tym samym atrakcyjnym, uwodzicielskim potworem, w którym drzemią niszczycielskie siły. Wampir z Transylwanii stał się bardziej postmodernistyczny, niejednoznaczny, bardziej ludzki, a przez to mniej drapieżny. Jak czytamy w posłowiu do książki, nowy Dracula, w wydaniu Stokera i Holta, to autentyczna postać, żyjący w XV wieku wołoski hospodar Vlad Palownik. Mimo że Vlad był okrutnym człowiekiem (wbił na pal setki swoich wrogów), ewidentne zestawienie literackiej postaci z rzeczywistym człowiekiem odebrało Draculi mistyczną siłę przekonywania. Palownika uznać można za historyczny odpowiednik słynnego wampira z Transylwanii, ale wszystko, co jednoznaczne, trąci nudą i brakiem oryginalności.
Akcja książki dzieje się w 1912 roku, a więc kilkanaście lat po wydarzeniach opisanych przez Brama Stokera. Żyje wciąż Jonathan i Mina Harker oraz Abraham Van Helsing, a doktor Jack Steward nadal zajmuje się pacjentami chorymi psychicznie. To on właśnie otrzyma dziwne zlecenie od tajemniczego Basaraba: musi wytropić i zabić Elżbietę Batory – wampirzycę grasującą po Europie. Zadanie to okaże się ponad ludzkie siły, więc jedyna nadzieja w księciu Draculi, pragnącym zemsty na pięknej, wyrafinowanej wampirzycy.
Lektura powieści Stokera i Holta nie należy do łatwych. Przede wszystkim ze względu na dosyć eksperymentalną formę książki. Nowość polega przede wszystkim na włączeniu do fikcyjnej fabuły rzeczywistych postaci. Na kartach książki pojawia się chociażby Bram Stoker, autor Draculi – człowiek, który stworzył postać wampira, a teraz musi zmagać się z jego realnością. Jest tu również kilka przykładów intertekstualności, czyli (mniej lub bardziej bezpośrednich) nawiązań do literackiego pierwowzoru. To powoduje m.in., że wciąż zastanawiamy się, czyją właściwie książkę czytamy. Jak ocenić można scenę, w której Dracula uczestniczy w próbach do spektaklu o sobie? Czy nie można było napisać interesującej, wciągającej opowieści o wampirze, rezygnując z modnych sztuczek, komplikujących fabułę i odbierających przyjemność z lektury?
Przekonująco wypada postać Elżbiety Batory, której losy zostały szczegółowo opisane na początku książki (autorzy wyszli chyba z założenia, że współczesny czytelnik nie zna się na historii, więc trzeba mu wszystko podać jak na tacy). Autorzy wykonali ten zabieg dosyć sprawnie, ale to tylko kilka stron, przyciągających naszą uwagę. Z resztą jest gorzej. Książkę można oczywiście przeczytać, nie mając zasadniczych obiekcji, bo takich powieści – sequeli jest na rynku wydawniczym dosyć dużo, ale prawdziwi wielbiciele hrabiego Draculi mogą być zawiedzeni.
Wróćmy na koniec do sformułowania, które pada w posłowiu autorstwa profesor Elizabeth Miller. Autorka pisze: Puryści mogą być zbulwersowani pojawieniem się takich odstępstw w stosunku do oryginalnego tekstu […] mamy tu jednak do czynienia z czymś innym. Autorzy ustanawiają na nowo „prawdziwy” tekst „Draculi”, który z kolei wpływa na kształt tego sequela. Jednocześnie ukazują w swojej powieści, że nie istnieje jeden Dracula, ale wiele Draculów […]. To pokrętne wytłumaczenie chyba najlepiej podsumuje recenzję książki Dacre'a Stokera i Iana Holta.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze