Fernando Meirelles, wybitny specjalista od ekranizacji prozy (Miasto Boga, Wierny ogrodnik), tym razem bierze na warsztat słyną powieść noblisty Jose Saramago.
Tak naprawdę można się było tego spodziewać. Jose Saramago latami odmawiał udostępnienia praw do ekranizacji. Jako powód podawał z gruntu niefilmowy charakter całej narracji. I nie sposób się z nim nie zgodzić. Miasto ślepców to wyśmienita powieść, ale też typowe dzieło noblisty. A więc proza niesłychanie wręcz wielowątkowa i wielopłaszczyznowa. Saramago zawarł w niej sumę swoich refleksji na temat współczesności, moralności, człowieczeństwa. Meirelles i scenarzysta Don McKellar nie chcieli spłycić pierwotnego zamysłu. W efekcie utonęli w nadmiarze materiału, zbyt dużym jak na film bagażu znaczeń i wniosków.
Ale prawdziwym bohaterem Miasta ślepców jest Cesar Charlone i jego zdjęcia. Prezentowana na początku filmu wizja ślepnięcia jako rozlewającej się białej palmy pozwala natychmiastowo wczuć się w sytuację ociemniałych, poczuć grozę takiego położenia. Metropolia, w której narasta chaos, odizolowany, coraz bardziej brudny i odrażający szpital - to wszystko w obiektywie Charlone'a składa się na wizję, która na długo pozostaje w pamięci.