Niemało sobie po tym filmie obiecywałam. Spodziewałam się kolejnego wielkiego popisu Willa Smitha - aktora, w którego możliwości dramatyczne uwierzyłam całkiem niedawno za sprawą obrazu W pogoni za szczęściem. Bo przecież to właśnie znów z jego reżyserem Gabrielem Muccino aktor łączy siły w tym kameralnym dramacie o intrygującej fabule.
Nie można o Siedmiu duszach napisać zbyt wiele, by nie wyjawić fabularnej tajemnicy, która stanowi kulminację, zwieńczenie i zarazem okazuje się największą słabością filmowego scenariusza. Choć nieco przydługa i chaotyczna część wprowadzająca budzi początkowo wrażenie obcowania z kinem autorskim i obiecuje fajerwerki artystyczne w dalszej części, Siedem dusz okazuje się czymś zupełnie innym. Rozumiemy to, kiedy mniej więcej w połowie ekscentryczne środki wyrazu zostają wyciszone na rzecz całkiem tradycyjnej historii miłosnej. Gwałtownemu przemeblowaniu w stylistyce obrazu towarzyszy zmiana tonu narracji; tajemnicze i nieuporządkowane opowiadanie nabiera rygoru i melodramatycznego ciężaru. Wszystko po to, by przygotować grunt pod dalsze, nieznośne w swym rozbuchaniu i dawce wzruszenia. Wszystko staje się przesadne: Will Smith w roli dobrego samarytanina z urzędu skarbowego niebezpiecznie narusza granicę między dramatem i szmirowatością tak, że jego katatoniczna powaga i smutne spojrzenie basseta zaczynają być w którymś momencie komiczne. W efekcie twórcy odnoszą ten sam skutek, co autorzy przeładowanych patosem brazylijskich telenoweli: ich opowieść zamiast poruszyć, budzi jedynie pusty śmiech. (Bo jak długo Leoncio może biczować biedną niewolnicę Isaurę, nie stając się przy tym własną karykaturą?)
Siedem dusz miało być traktatem o ofierze i odkupieniu win, a po trosze też buddyjską przypowieścią o prawie karmy. Zabrakło równowagi i spójności estetycznej. Dystansujący emocjonalnie początek filmu nijak nie przystaje do patetycznego zakończenia ani go tym bardziej nie uprawdopodobnia; końcowe wzruszenia pobrzmiewają absurdalnym tonem niczym skecz grupy Monty Python, w którym na przechodnia spada odważnik z napisem "14 ton".
Duet Muccino-Smith zdecydowanie nie przechodzi testu na drugi film. Wszystko to, co stanowiło o wartości W pogoni za szczęściem - realistycznie opowiedzianej historii o triumfie ludzkiej woli nad życiowymi tragediami - zostało tu przekreślone przez fabularną emfazę i pogoń za kolejnym sukcesem.