"Sprawa niewiernej Klary", Michal Viewegh
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPunktem wyjścia powieści jest oczywiście kryminał, co sygnalizuje nie tylko pierwsze kilkadziesiąt stron, ale i tytuł, a także okładka, na której widzimy dziewczynę, najpewniej martwą, a naokoło leżą jabłka, symbol grzechu, który spowodował zgon. Viewegh konsekwentnie unika nadawania chandlerowskiego stylu swojemu bohaterowi – Denis, prywatny detektyw, nie ma za wiele z pamiętnego Marlowe’a, a jego życie upływa na śmiertelnie nudnych zadaniach, głównie śledzeniu niewiernych mężów i małżonek.
Sam też wzorem wierności nie jest. Dedykacja wraz z podziękowaniami na początku książki wskazuje, że autor rzetelnie odrobił zadanie domowe i rzeczywiście – pracę prywatnego detektywa poznajemy ze wszystkich stron i z detalami. Nic w tym przyjemnego.
A dalej nic, tylko próba gry ze stereotypem.Do Denisa trafia Norbert, gwiazda czeskiej literatury, a przy tym człowiek chorobliwie zazdrosny o swoją piękną i dwudziestoletnią partnerkę Klarę. Zlecenie wydaje się proste, choć niesatysfakcjonujące, bo łatwiej przecież udowodnić winę niż niewinność. Powoli książka przemienia się w romans, aż zadajemy sobie pytanie, czy najmując detektywa, Norbert nie wywróżył sobie nieszczęścia. Przewracamy kolejne strony w oczekiwaniu na upragnionego trupa, a gdy ten pada, jest już trochę za późno. I dla nas, i dla bohaterów.
Viewegh jest królem drobiazgu i władcą subtelnych zdarzeń międzyludzkich. Trójkąt, w który uwikłał się Denis (z perspektywą rozszerzenia na czworokąt, nawet Marlowe tak nie miał), jest wielobarwny i fascynujący, tło aż skrzy od efektownych szczegółów, a niektóre sceny to prawdziwe perełki. Viewegh nie byłby sobą, gdyby nie bawił się w wyliniały już postmodernizm – mamy więc opowieść w opowieści i dużo odniesień autotematycznych. Norbert, podobnie jak Viewegh, jest najpopularniejszym czeskim autorem i w momencie gdy oświadcza, że zamierza napisać książkę o Klarze, jej niewierności i swoich podejrzeniach, zastanawiamy się, czy to, co właśnie czytamy, nie jest… powieścią Norberta.
Osią utworu nie jest sama intryga, ale relacje Denisa z kolejnymi postaciami. Najważniejszy nie jest sympatyczny trójkącik – to Denis i Norbert postawieni razem tworzą subtelne literackie widowisko. Jeden kłamie, a drugi gnie się na wietrze, ten przeprasza i racjonalizuje, tamten odpływa w świat umizgów i wyjaśniania, że wszystko jest w porządku, choć wiadomo od pierwszej strony, że staną naprzeciwko siebie. W tym sensie Kundera wywoływany przez recenzentów jest jak najbardziej na miejscu.
Warstwa społeczna jest więc w porządku, bohaterowie pełnokrwiści i targani prawdziwymi emocjami, być może też krytyka literacka odkryje w „Sprawie niewiernej Klary” drugie i trzecie dno. Problem jednak w tym, że werbalna siła Viewegha, zdolność nadawania postaciom głębi, słowem wszystko, co fajne w tej powieści, stoi na chwiejnym, byle jak skleconym rusztowaniu fabularnym. Być może o to chodzi, żeby pograć sobie na kliszy, ale od pisarza tej klasy i poczytności można wymagać więcej niż przerzucenia paru brodatych już wątków. Unikanie gatunkowej jednoznaczności, płynne przechodzenie z kryminału w romans obyczajowy miałoby głębszy sens, gdyby nie prowadziło do pozornie odkrywczego, a po prawdzie banalnego do bólu zakończenia. Dobrze rozumiem, że konwencji literatury popularnej można używać w najróżniejszych celach, ale tutaj nawet tę funkcję użytkową zlekceważono.
Być może jednak chodzi tu o coś innego. Pióro Viewegha nie ma na tyle uroku, by pozwolić zapomnieć o niedociągnięciach, ale wystarcza, by cieszyć się lekturą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze