Karmnik dla kondora
LAURA BAKALARSKA • dawno temuMyślałam naiwnie, że jak skończę dwa fakultety, to tym samym zakończę naukę. O, jakże się myliłam! Obecnie chodzę do klasy III gimnazjum. Z tym, że nie pamiętam: do A, B czy C. To pewnie dlatego, że jestem samotną matką, czyli w rezultacie także samotnym ojcem. A ojcowie przeważnie nie pamiętają, w której klasie są ich dzieci.
Na wywiadówce na ogół trafiam nie do tej klasy, co potrzeba, ale nauczyciele już znają tę moją ułomność i odsyłają mnie, gdzie trzeba.
Chodzenie do szkoły wiąże się z odrabianiem lekcji, niestety. Niektóre z tych prac domowych są – jak sądzę – obliczone specjalnie na to, żeby rozsierdzić rodzica. Robiłam już pociąg z papieru, walce (ale nie wiedeńskie) oraz inne bryły, piekłam w imieniu dziecka mazurek cytrynowy As Dur. Zazwyczaj jednak migałam się, jeśli to tylko było możliwe.
Taka „technika” – dajmy na to. W zeszłym roku robiliśmy karmniczek dla ptaków i szalik dla człowieka. Skąd szkole w ogóle przyszło do łba, że w domu samotnej matki jest młotek, gwoździe, sklejka i inne takie? Obejrzałam swoje młotki. Jeden okazał się młotkiem szewskim. Tłukę nim sobie niewygodne buty, bo do butów mam słabość. Drugi to gadżet, który podarowała nam Babka. Drewniany ten przyrządzik ma 10 cm długości i opatrzony jest napisem: „do przybijania piątej klepki”. Świadczy o poczuciu humoru Babki i jej ocenie naszego stanu umysłu. Do sporządzenia karmnika jednakowoż się nie nadaje.
Karmnik więc zrobił Dziadek. Wprawdzie Babka zawsze miała zastrzeżenia do stolarskich prac Dziadka, ale co tam. Zarzucała mu, że robi je nazbyt solidnie. Że niby byle półkę montuje na wspornikach, wzmocniwszy uprzednio ścianę dwuteownikiem. Dziadek tym razem się przyłożył. Żadnych tam wsporników, dwuteowników. Tylko gwoździe, śruby i klej. Gabaryty mu tylko wyszły jakieś takie… w karmniczku zmieściłby się kondor z młodymi.
W czasie gdy Dziadek parał się stolarką, ja dziergałam szalik. Kurna, co to jest za męka! Bo ja na drutach robię perfekcyjnie. To teraz weź tu, kobieto, i pilnuj, żeby się co jakiś czas pomylić i żeby z tych pomyłek wzór jakiś nie wyszedł. Dziecko w tym czasie uczyło się matematyki i chemii. Babka niepotrzebnie się czepiała Dziadka, że za solidnie majstruje. Niejaki Mironek zaparł się i oderwał dach. Kondor został bez dachu nad głową.
Dziadek otrzymał czwórkę z plusem, bo – jak stwierdziła pani — karmnik nie powinien był się rozlecieć, a naderwany dach psuł jego estetykę. Ja myślę, że kondor na estetykę siada, ale co tam. Grunt, że zaliczyliśmy. Mnie za szalik dziecko przyniosło piątkę.
W tym roku będziemy robić projekt „Zmiana pasa na autostradzie i na drodze szybkiego ruchu”. Tym razem oznacza to tylko tyle, że na czas przygotowywania projektu zostanę pozbawiona dostępu do własnego komputera. Pocieszam się myślą, że Bóg także był samotnym rodzicem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze