Mężczyzna ładniejszy od diabła
JOANNA BUKOWSKA • dawno temuWszystkie baby w redakcji dostały całkiem przyjemnego szału, aż się ksero zacięło. Odbijałyśmy dla siebie nawzajem dietę szwedzka, znana też pod nazwą diety astronautów amerykańskich. Zaczęło się od producentki, do której lepiej się teraz nie zbliżać (szósty dzień diety, chodzi wściekła, niektórzy wzięli sobie urlopy), a potem poszło szeroka falą. Faceci chichoczą po kątach, ale czekają na efekty.
Ja nie chcę być gorsza, choć niektórzy rysują mi kółko na czole, ale czoło jest nagie, a co ja mam na ciałku pod ubraniem, to wie tylko jeden człowiek (o dziwo nie narzeka).
Przerobiłyśmy już parę diet, wśród których najbardziej polecane są diety hollywoodzkich gwiazd, do których jakże wiele kobiet chciałoby się upodobnić. Najbardziej efektywna moim zdaniem jest dieta “żryj mniej”, ale w takie cuda to już nikt nie wierzy (popularność diety astronautów amerykańskich wynika prawdopodobnie z faktu, że astronauta amerykański zdaje się osobą cokolwiek bardziej wiarygodną niż amerykańska gwiazda filmowa. Niestety panie stosujące ową dietę nie biorą pod uwagę, że astronauta amerykański ma polecieć w kosmos, a im wypadało by nadal chodzić po ziemi).
Dieta to jest generalnie coś takiego, czego nie rozumieją mężczyźni, a szalenie potrzebują kobiety. Moda na diety rozpoczęła się w latach 60-tych., a skończy się najwcześniej z końcem świata, bo to już nie te czasy, kiedy można było bezkarnie epatować tłustością. Co prawda w dawnych, wzruszających czasach kobiety również w pewien sposób dbały o linię, inaczej trudno byłoby wcisnąć się w gorset, jednakowoż przyznać należy, że one po prostu nie jadły, co z dietą niewiele ma wspólnego.
Nieodłącznym na ogół elementem współczesnej diety jest efekt jojo, którego kobiety boją się bardziej niż wojny, a jednak stosując kolejne katorżnicze głodówki, żeby zrzucić parę kilo, bezustannie się na niego narażają, co by niestety potwierdzało szowinistyczną teorię, jakoby płeć żeńska postępowała nielogicznie. Oczywista kobiety nie chudną dlatego, że się odchudzają. Kobiety chudną z rozmaitych przyczyn. Jak moja koleżanka W. zrzuciła w zeszłym roku dziesięć kilo, to potem wszystkim mówiła, że to z nerwów. Żeby nie było, że ja taka złośliwa, to jak ja zrzuciłam parę kilo parę lat temu, to też miałam taką teorię. Ciekawe, że potem miałam czas dużo bardziej nerwowy i jakoś mi się ze dwa kilo przytyło, ale pomińmy.
Tak się składa, że mam dużo kolegów i zdarza mi się patrzeć na kobiety męskim okiem. Jak się skupię i popatrzę tak jakieś dziesięć minut, to mi od razu wszystkie diety wylatują z głowy, ale potem przestaję się skupiać (w końcu jestem kobietą) i mi nawet nie pomaga, jak mój kolega malarz (obrazowy, nie ścienny) poetycko opiewa moje kształty i błaga, żebym mu pozowała (błaga od dwóch lat, a ja mu za każdym razem, że owszem, jak tylko pozbędę się na biodrach i na pupie). Moi koledzy generalnie nie przypominają Apolla Belwederskiego, ale jakoś udaje nam się ich akceptować i generalnie nawet bardziej niż wymuskanych, gładkich facecików. Jak kiedyś pojechaliśmy wszyscy razem na wakacje, to każdy najpierw latał w krzaki, żeby się roznegliżyć, przyzwyczaić wzrok do belitosnych obwisów i dopiero wyjść na plażę. W sumie to my się lubimy, żeby nie było, ale oni bezustannie niby to dyndając sobie ze swoich niedoskonałości, równie bezustannie i równie niby to podziwiają na naszych oczach fotoszopowe kobity z okładek.
Zrobiłyśmy kiedyś konkurs na najpiękniejsze rozstępy. Nasza koleżanka B. uniosła koszulkę i naszym oczom ukazała się mnogość jasnych paseczków na brzuszku. Faceci oszaleli z zachwytu, przysięgam. Jak dobrze, że są jeszcze tacy faceci.
Ja myślałam, że tylko baby są nienormalne, ale nie.
Mam takiego kolegę przyjemnego, chłopca ułańskiego, szarmanckiego znaczy się, szalenie uprzejmego i w ogóle dobrym i fajnym i inteligentnym człowiekiem on jest, nazwijmy go F. Wysoki, szczupły, strasznie ładny chłopiec, naprawdę. Tak sobie gadamy o różnych rzeczach dość często, a ponieważ ostatnio, jako się już rzekło, zechciałam zrzucić dwa kilo, w związku z tym zoczył mnie on z produktami żywnościowymi z diety amerykańskich kosmonautów. No i się zaczęło. F. (szczupły jak szczapka i całkiem normalny) mówi do mnie: Jezu, ja też muszę. Bierze w dwa paluchy fałdkę z brzuszka, fałdkę jak prześcieradło, i mi wyznaje, że przytył. Poczułam się jak gruby kurdupel, co ty, stary, mówię, więcej nic nie powiedziałam, bo nie wiedziałam, co powiedzieć. No bo on się źle z tym czuje. I chce się podobać. Ja mu na to, że generalnie mężczyzna powinien być ładniejszy od diabła i wystarczy, a poza tym mieć charakter, a poza tym ja na przykład uwielbiam facetów z brzuszkiem, znaczy się takich dużych chłopaków, F. międli tę swoją fałdkę grubości prześcieradła, naprawdę?, powiada, no jasne, mówię ja, nie żebym była jakaś zboczona, ale perfekcje cielesne wręcz mnie odrzucają, może z braku mojej perfekcji, ale też nie sądzę, no bo jak się kocha i akceptuje człowieka bez fałdek, a za dwadzieścia lat mu się zrobi jakaś zmarcha, to jest trochę niefajnie, naprawdę?, mówi F., no naprawdę, mówię ja, a F. patrzy na mnie z wdzięcznością, wzdycha z ulgą i mówi: jak dobrze, że są jeszcze takie kobiety.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze