Pochwała upału
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuNastało lato. Wraz z nim rozpalone dyskusje o żarze i wielkie narzekanie. Kto jak kto, lecz lud nadwiślański w istocie ma o czym rozprawiać. Miłosierny Stwórca rzeczywiście doświadczył nas w tym zakresie. To dowód, że przynajmniej posiada poczucie humoru. Pogoda w Polsce nadaje się na szafę doktoratów, daje pożywkę dla powieści i spokojnie mogę wyobrazić sobie tasiemiec serialowy poświęcony wyłącznie przeżywaniu zjawisk meteorologicznych...
Nastało lato. Wraz z nim rozpalone dyskusje o żarze i wielkie narzekanie. Kto jak kto, lecz lud nadwiślański w istocie ma o czym rozprawiać.
Miłosierny Stwórca rzeczywiście doświadczył nas w tym zakresie. To dowód, że przynajmniej posiada poczucie humoru. Pogoda w Polsce nadaje się na szafę doktoratów, daje pożywkę dla powieści i spokojnie mogę wyobrazić sobie tasiemiec serialowy poświęcony wyłącznie przeżywaniu zjawisk meteorologicznych.
Wiosna u nas jest chłodna i wietrzna. Nie wiadomo właściwie jak się ubrać, skoro słońce występuje naprzemiennie z gradobiciem, a każdej nocy lód mrozi karki odważnym przebiśniegom. Znakiem firmowym wiosny jest również powódź, co trudno uznać za zabawne. Jakby tu nie kombinować, woda i tak wystąpi z brzegów, zaskakując wszystkich, z tymi którzy pobudowali się w terenach zalewowych na czele.
Jesień z nazwy złota, naprawdę jest jesienią granatową, jasną jak w Finlandii i sympatyczną jak przemarsz Armii Czerwonej. Czy można w ogóle wymyślić coś bardziej ponurego niż listopad? Wisielec w stodole wydaje się istnym festiwalem humoru w porównaniu z tym miesiącem, zaczynającym się zresztą od Święta Zmarłych, poprzedzanym karawanem upiorów. Pod koniec listopada Polska sprawia nierzeczywiste wrażenie koszmaru sennego, kiedy to duchy rodem z Wyspiańskiego wędrują między samochodami grzęznącymi w błocku.
Zima? Zimą jest albo lodowato, albo panuje plucha. Tyle mogę o nas powiedzieć.
Pewien pisarz wygłosił niegdyś opinię, że to właśnie pogoda kształtuje szczególny charakter Polaków: kłótliwość, wielką niemożność, ale też pęd do zabawy i otwarte serce. Kto wie, być może miał rację?
Teraz nastało lato, wraz z nim upał. Kolejny powód do narzekania, bardziej intensywnego niż wcześniej. Deszcz możemy jakoś znieść, ziąb również i dzień krótki - dopiero żar z nieba okazuje się czymś nie do zniesienia. Złości ubranie lepiące się do ciała i odór współpasażera w tramwaju. Przeszkadzają rozgrzane parapety i mało komu podoba się fakt, że samochód pozostawiony na parkingu szybko zmienia się w saunę i to gratis. Nie możemy spać w nocy (podobno), trudno o oddech i tak dalej.
Zupełnie tego nie rozumiem.
Upał jest najlepszą rzeczą, jaka przychodzi mi do głowy. Dostajemy go zupełnie za darmo, niekiedy w promocji i to całą dobę. Och te cudowne noce w domkach letniskowych o dachach z blachy! Upał jest sprawiedliwy i obdziela sobą wszystkich bez względu na wiek, płeć i pozycję społeczną. Upał, powiedzmy wreszcie, otwiera przed człowiekiem wrażliwym zupełnie nowe perspektywy.
Weźmy takie zdrowie. W lipcu palimy mniej papierosów, za co nasze ciała są nam wdzięczne, jakbyśmy zalewali je biovitalem. Po prostu nikotyna smakuje jakby mniej. Skoro rozgrzało się słońce, mało kto ma ochotę rozpalać sobie drugi ogień przed samym nosem. Oczywiście nie wszyscy myślą w ten sposób. Pamiętam, jak pojechałem do Death Valley, najgorętszego miejsca na ziemi. Był lipiec. Temperatura dobiegała pięćdziesięciu stopni. Co zrobiłem? Wysiadłem, przespacerowałem się przez pustynię i zapaliłem papierosa. Było wspaniale, no ale nie wszyscy muszą odnosić się życzliwie do takiego doświadczenia.
Wraz z lipcem umierają mocne alkohole. Kto o zdrowych zmysłach będzie walił wódę na słońcu? Czynność ta kojarzy się z wyprawą idioty na smoka. Ekscytuje, trwa krótko i kończy się gwałtownym zgonem. To samo dotyczy jedzenia. Mało kto ma ochotę na obfity posiłek, jeśli tuż obok topnieje asfalt. Czas żaru wygląda mi na jedyną w roku okazję, żeby odchudzić się bez wielkiego wysiłku, a nawet z przyjemnością. Nawet owoce, warzywa, soki i inne paskudztwa, wymyślone przez Szatana celem pognębienia ludzkości, zaczynają dziwnym trafem smakować.
Z piwem sprawy mają się zgoła inaczej. Przyjmowanie tego pożywnego napoju w lipcu, przy trzydziestu pięciu stopniach w cieniu, otwiera niezwykłe perspektywy przed każdym, wyposażonym w otwarty umysł i żołądek, konsumentem. Wbrew pozorom trudniej wprowadzić się w stan upicia, gdyż mądre ciało błyskawicznie wydala nadmiar toksyn. Mądrości same płyną z ust, każda najbardziej nawet marna knajpka zmienia się w miniaturowy kurort, gdzie przyjaźnie rodzą się i gasną, a o miłość łatwo – niekiedy znajdujemy ją śpiącą smacznie pod stołem.
Skoro mamy już piwo, pozostaje patrzenie. Nigdy ludzie nie są tak piękni jak podczas upału. Mięśnie kulturystów zdają się większe i bardziej odwodnione, z kolei dziewczyny znajdują we wzroście temperatury pretekst, aby nieco więcej odsłonić, co przekłada się często na wzrosty o innym zgoła charakterze. Ma to szczególny walor dla ludzi w pewnym wieku, którym, ze względu na doświadczenie życiowe i zobowiązania wobec partnera, pozostaje głównie patrzenie. Patrzmy więc do woli.
Nawet rola dzieci, naszego największego szczęścia jak i utrapienia, ulega odwróceniu. Rzekłbym, zyskuje optymalny układ. Rodzice zajmujący się wychowaniem na co dzień, w czas upału wysyłają potomstwo na wakacje. Z kolei ci rodzice (zwłaszcza ojcowie), którzy z różnych przyczyn nie uczestniczą w wychowaniu, mogą wreszcie gdzieś z dziećmi wyjechać. Słowem, wszyscy są zadowoleni.
Fakt, upał utrudnia spanie. Przesypiam średnio pięć godzin w ciągu doby, więc mogę nie doceniać wagi tego kłopotu. Ale myślę sobie – co z tego? Nie śpijmy. W końcu upał trwa najwyżej miesiąc i naprawdę można to przetrzymać, oddając się w tym czasie innym czynnościom, tym właśnie, do których skłania gorąc, lekkie ubranie i intensywna obecność drugiego osobnika o sile erotycznej wyższej niż zero.
Nie narzekajmy więc na upały. Naprawdę nie są takie złe. Poza tym, nic lepszego nas już nie spotka.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze