Żenujące wyznania ze szpitalnej sali
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuPobyt na szpitalnej sali zbliża. Pacjenci, którzy towarzyszą sobie, w ciężkich chwilach szybko się otwierają. Chcą się podzielić niepokojami i lękiem, pogawędką próbują zabić czas. Niektórzy czują tak silną potrzebę zwierzeń, że przekraczają granice - ich opowieści są żenujące, niesmaczne i krępujące. Nie każdy chce poznać intymne szczegóły i usłyszeć sekrety, które nie powinny zostać wypowiedziane.
Pobyt na szpitalnej sali zbliża. Pacjenci, którzy towarzyszą sobie, łóżko w łóżko, w ciężkich chwilach szybko się otwierają. Być może szukają bliskości, chcą się podzielić niepokojami i lękiem, a może miłą pogawędką próbują zabić czas. Niektórzy czują tak silną potrzebę zwierzeń, że przekraczają wszelkie granice — ich opowieści są żenujące, niesmaczne i krępujące. Nie każdy chce poznać intymne szczegóły, detale i usłyszeć sekrety, które nie powinny zostać wypowiedziane.
Kasia (19 lat, studentka z Olsztyna):
— Kilka dni temu wróciłam ze szpitala i do dziś nie mogę się z tego otrząsnąć – i to wcale nie z powodu bólu czy kiepskich warunków. W sumie byłoby mi tam dobrze, gdyby nie pacjentka z łóżka obok.
Pani Rysia, siwowłosa emerytka, na pierwszy rzut oka wydawała mi się ponura, milcząca i niedostępna. Zdążyłam się jednak tylko rozpakować, a moja sąsiadka się ożywiła. Usiadła na łóżku i zaczęła wylewać z siebie niekończący się potok słów. Najpierw – znienacka – wyjęła ze stanika, po czym podstawiła mi niemal pod nos, swą pierś. Zaczęła pokazywać, gdzie – dwa miesiące temu – wycięto jej guzek. Mowę mi odjęło, bo nie byłam przygotowana ani na taką bliskość, ani na oglądanie pokiereszowanej, obcej piersi. I się zaczęło.
Rysia, bo kazała mi mówić sobie po imieniu, opowiedziała mi o swojej przygodzie z rakiem – kiedy, co i jak, ze szczegółami. Ciężkie to było dla mnie przeżycie, bo takich historii noszę w sobie nazbyt wiele, ale wysłuchałam jej, bo rozumiem, że potrzeba podzielenia się tymi emocjami jest silna. Koszmar jednak dopiero miał się zacząć. Otóż Rysia przeszła do zachwytów nad onkologiem, który prowadzi jej leczenie. I to było naprawdę żenujące. Na początku się śmiałam, ale kiedy ona zaczęła tak wszystko ze szczegółami, na dodatek mieszając wzniosłe uczucia ze szczegółami natury – nie wiem, jak to ująć – fizjologicznej… Poczułam się skrępowana. To było obleśne. A leciało jakoś tak: — O jaki to piękny mężczyzna! Śniady, młodziutki, przystojny, pachnący, a dłonie ma tak gładkie… Kiedy mnie dotyka, czuję motyle w brzuchu i tam na dole, hi hi, no wiesz gdzie, też coś mi się dzieje. Takie jakby mrówki czy coś. Ja się chyba normalnie zakochałam, jak smarkula! Patrzę zawsze na niego jak wariatka. A włosów to on ma całą głowę! Próbowałam się dowiedzieć, czy ma żonę i jakieś dziecko, ale nikt nie wie. Wnuka wstydzę się poprosić, żeby poszukał w komputerze, a ja się na tym nie znam. Cóż, pozostanie mi tylko kochać go platonicznie. To piękne, ale i trudne. Bo ja teraz patrzę na ołtarz i widzę doktora Mirka. Patrzę na męża – i znów widzę tylko tę umiłowaną twarz. Dobrze, że tak często mam u niego wizyty. Lecę na nie jak na skrzydłach, bo ja bym chciała, żeby on mnie dotykał tymi delikatnymi rączkami, dotykał i dotykał… Ach! Nie wiedziałam, co powiedzieć, dlatego kiedy mogłam, udawałam, że śpię. Bałam się tego, co mogę za chwilę usłyszeć z ust nobliwej starszej pani.
Magda (23 lata, studentka z Warszawy):
— Kiedy byłam w szpitalu, leżałam na sali z dwiema starszymi paniami. Nie dawały mi żyć, bo ciągle gadały i gadały. Naprawdę nie wiem, skąd w nich tyle mocy – ja po zabiegu odlatywałam z osłabienia. Tematy były różne – sporo już wiem o wydawnictwach traktujących o papieżu, tragedii smoleńskiej czy upadku moralnego wśród młodzieży. Kiedy jednak panie się lepiej poznały, weszły na wyższy poziom — i zażyłości, i szczegółowości opowieści. Zaczęły się wymieniać detalami dotyczącymi spraw osobistych oraz intymnych. Kiedy opowiadały o chorobach, na które są tu leczone, myślałam, że to najokropniejsza rzecz, jaka może mnie spotkać. A było ostro, bo leżałyśmy na ginekologii — wolałabym oszczędzić szczegółów.
Pani Basia zwróciła się do mnie tylko raz, żeby mi powiedzieć, że do podmywania się najlepsze jest szare mydło, bo wspaniale działa na świąd i zrogowacenia naskórka.
Potem przeszły do omawiania swoich życiorysów, z pogłębioną analizą życiowych zakrętów i sytuacji rodzinnej, dlatego wiem, jak się układają ich stosunki z synami, synowymi, córkami, zięciami, wnukami. Właściwie – nie będzie w tym przesady — wiem, co słychać u poszczególnych członków rodziny, tak mniej więcej do trzeciego pokolenia.
Boże, co ja tam przeżyłam! Modliłam się o sen, ale ten, jak na złość, nie nadchodził. Nie mogłam też czytać, bo się po prostu nie dało. Musiałam być biernym słuchaczem – przez niemal dwie doby. A z dialogu na dialog było coraz lepiej, nadszedł też czas na opowieści z małżeńskiej alkowy. Basia – jak się okazało — miała fantastyczne uposażonego męża, na dodatek z ułańską fantazją, dlatego jej pożycie było niezwykle udane. O szczegółach chcę zapomnieć. Niestety – ponieważ mąż ją zdradzał, musiała za to łóżkowe (i nie łóżkowe) szaleństwo płacić wysoką cenę – ciągle miała jakieś problemy ze sprawami kobiecymi. Ale co on potrafił… Z kolei pani Wiesia właściwie nie sypiała z mężem i żal miała — na tę okoliczność — straszny. — Wie pani – mówiła – ja to nieszczęśliwa jestem, bo taka – całe życie – niedopieszczona. On, ten mój stary, mało co mnie tykał. Ja nie wiem, skąd te moje dzieci się w ogóle wzięły. Ciągle tylko pił i pracował, a i agresywny zwierzak z niego był. A jak już we mnie chwilę posiedział, to zaraz już miał to… No nie wiem, jak to się nazywa…. Wytryskał za wcześnie. Nie było tego współżycia między nami, oj nie było…
Lekarzom z mojego szpitala serdecznie dziękuję za to, że szybko postawili mnie na nogi, dzięki czemu uniknęłam wypisu na własne życzenie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze