Spotkania po latach
IZABELA O’SULLIVAN • dawno temuPrawda o spotkaniach po latach jest taka - jeśli nam się wiedzie, lubimy spotkania ze znajomymi sprzed lat. Możemy się pochwalić i jeszcze dodatkowo podbudować, utwierdzić się w przekonaniu, że mamy udane życie. Jeżeli natomiast los nas nie rozpieszcza i ciągle mamy pod górkę, konfrontacji z dawnymi kolegami i koleżankami pewnie będziemy unikać.
Dzięki Facebookowi możemy być cały czas na bieżąco, śledzić życie naszych znajomych. Podglądamy, kto jak się zmienił, komu jak się powodzi. Przez to zjazdy absolwentów czy spotkania po latach np. ze znajomymi z liceum, nie są już tak wielką niespodzianką, jak kiedyś. Dziś do takiej imprezy możemy się przygotować, wcześniej sprawdzając w sieci, kto gdzie pracuje, czy mocno się zmienił. Słowem: wiemy, czego oczekiwać.
Jagoda (40 lat, farmaceutka z Poznania):
— Nie lubię zjazdów absolwentów ani spotkań z ludźmi z liceum, które są czasem organizowane, zazwyczaj w okresie świątecznym. W zeszłym roku mieliśmy 20-lecie matury i z tej okazji odbywała się dość huczna impreza. Nie miałam zamiaru iść, ale namówiła mnie przyjaciółka, jedyna osoba, z którą cały czas utrzymuję kontakt, od kiedy skończyłyśmy liceum. Poszłyśmy więc razem, ale już po 15 minutach marzyłam, żeby stamtąd wyjść. Po pierwsze, czułam się jak na rewii mody. Dziewczyny poprzebierane w wieczorowe kreacje, szpile, fryzury wyczesane, paznokcie prosto od kosmetyczki. Widać było, że każda chce być gwiazdą wieczoru. Ok, mogę to w jakimś stopniu zrozumieć, ja też chciałam się dobrze zaprezentować, żeby potem nie powiedziały, że kiepsko się trzymam, że staro wyglądam, itd. Ale ten cały konkurs piękności, jaki urządziły, sprawił, że to, co w tym spotkaniu powinno być najważniejsze, czyli nadrabianie zaległości w kontakcie z tylu lat, zeszło kompletnie na drugi plan. Zamiast żywej ciekawości, co słychać u osób, których nie widziało się tak długo, były przechwałki, opowieści o sobie tak, jakby każdy był zainteresowany jedynie tym, żeby pokazać innym, ile odniósł sukcesów. Wytrzymałam dwie godziny. Potem się wykręciłam, że muszę wracać, bo dzieci czekają.
Edyta (33 lata, bankowiec z Konina):
— Byłam bardzo zżyta ze swoją klasą z liceum. Potem jakoś tak się potoczyło, że straciliśmy ze sobą kontakt. Ale większość osób naprawdę bardzo lubiłam. Dlatego ucieszyłam się, gdy kolega, który przez cztery lata był przewodniczącym, wpadł na pomysł zorganizowania spotkania tylko dla ludzi z naszej klasy.
Były święta, wiele osób przyjechało odwiedzić rodziców, więc liczyłam na to, że spotkamy się naprawdę w sporym gronie. Niestety, przyszło tylko 14 osób (z 36), chociaż i tak uważam, że to nieźle. To było pierwsze spotkanie chyba od 11 lat. Na początku, tuż po maturze, spotykaliśmy się czasem, ale potem długo, długo nic. Strasznie dużo się przez ten czas w naszym życiu pozmieniało. I momentami miałam wrażenie, że my sami też jesteśmy teraz zupełnie inni. Koleżanka, z którą siedziałam w ławce, teraz wydała mi się prawie obca. Rozmawiałyśmy dłuższą chwilę podczas spotkania, ale średnio się kleiło, ona ma teraz zupełnie inne zainteresowania, kompletnie inną płaszczyznę życia, sposób myślenia. Nie złapałyśmy kontaktu. Z jednej strony trochę to przykre, z drugiej – chyba naturalne. Każdy idzie w swoim kierunku. Ale fajnie jest się spotkać, pogadać, dowiedzieć się, co u kogo słychać. Oczywiście, o niepowodzeniach raczej się nie mówi, więc podczas takiego zjazdu można odnieść wrażenie, że każdemu świetnie się wiedzie i jest przeszczęśliwy. Tak samo z wyglądem – każdy pewnie założył swoje najlepsze ciuchy, ale nie ma się co dziwić, w końcu nie lubimy się prezentować gorzej niż inni. A wiadomo, że kiedy kogoś się nie widzi przez kilka, kilkanaście lat, to jest się szczególnie bacznie obserwowanym i ocenianym. To trzeba wkalkulować w każde spotkanie po latach.
Trochę mnie to na początku krępowało, kiedy widziałam, jak uważnie lustrują mnie koleżanki, ale z drugiej strony, ja im też się dokładnie przyglądałam, patrzyłam, czy przytyły, czy mają zmarszczki, czy zrobione paznokcie, itd. To zwykła ludzka próżność. Ale mimo że takie zjazdy ją wyzwalają, spotkanie z ludźmi z liceum uważam za udane. Nie było nadmiernych przechwałek, wszyscy do siebie pozytywnie nastawieni, dowiedziałam się kilku rzeczy (bo oczywiście, jak można sobie wyobrazić, plotka goniła plotkę), odnowiłam kontakty.
Danka (29 lat, konsultantka telefoniczna z Poznania):
— Nie znoszę spotkań z dawnymi znajomymi. Moim zdaniem są naciągane. Wypijemy razem kawę, piwo, a potem każdy wróci do swojego życia i znów przez rok albo dłużej nie będziemy mieli w ogóle kontaktu. Dla mnie to nie ma w ogóle sensu, chociaż muszę uczciwie przyznać, że dwa razy byłam na takim spotkaniu. Nie były to żadne wielkie zjazdy absolwentów ani nic w tym stylu, po prostu spotkanie klasowe. Poszłam tam chyba głównie po to, żeby zaspokoić swoją ciekawość. Chciałam zobaczyć, jak kto się zmienił (nie wszyscy przecież mają profile na Facebooku), usłyszeć, jak komu się ułożyło życie. Pod tym względem było bardzo ciekawie, bo dowiedziałam się naprawdę sporo. Ale stwierdziłam, że na takich spotkaniach trzeba mocno uważać, żeby się nie zdołować. Wiadomo, każdy ubarwia. Ja też, opowiadając o swojej pracy, udawałam zadowoloną, mimo że jej nienawidzę. Pewnie połowa osób zrobiła tak samo, mówiąc w samych superlatywach o swoim życiu zawodowym i prywatnym. Kto by chciał na forum przyznać się do porażek albo nieudanej sytuacji w rodzinie?
Są jednak pewne obiektywne rzeczy, które dołują i one wychodzą chyba najczęściej właśnie podczas takich spotkań. Po powrocie z ostatniej takiej imprezy, przez kilka dni nie mogłam przeboleć, że moja koleżanka, która co roku była z czegoś zagrożona, a potem nie zdała matury, teraz jest kierownikiem oddziału banku. Jakim cudem? — pytam. Ja wysoka średnia na maturze, potem studia dzienne, dwie podyplomówki i skończyłam jako konsultantka telefoniczna na psich pieniądzach i pracując w beznadziejnych godzinach i w weekendy. Miała szczęście? A może to ja jestem niesprawiedliwa. Może coś ją zmobilizowało po skończeniu liceum do nauki i potem była już orłem? Pamiętam, że po ostatnim spotkaniu, właśnie z tego powodu, miałam dużego doła i byłam zła, że życie jest takie niesprawiedliwe. To o pracy tej koleżanki to były prawdziwe, potwierdzone informacje. Ale mimo że podczas spotkań z dawnymi znajomymi, wiele osób przedstawia sprawy w znacznie korzystniejszym świetle niż są w rzeczywistości, i mimo że z reguły zdajemy sobie z tego sprawę, nieraz po powrocie do domu pozostaje jakiś niesmak, niezadowolenie z własnego losu, poczucie, że mogłoby nam się układać lepiej. Może chociażby z tego powodu warto dawne kontakty rzeczywiście odłożyć do lamusa?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze