Najdziwniejsza randka
SYLWIA KOWALSKA • dawno temuKtoś kto ci się podoba, proponuje spotkanie. Myślisz – super romantyczna randka. Im bliżej tego dnia, tym odczuwasz silniejszy stres, masz coraz więcej oczekiwań i nadziei, że tym razem to będzie ten jedyny. Wreszcie nadchodzi upragniony dzień… lecz czasem los płata figle i randka staje się porażką.
Jolanta (40 lat, farmaceutka z Łodzi):
— Moja nieszczęsna „randka” odbyła się jeszcze za czasów licealnych. Mój tata miał kontakt ze swoją byłą nauczycielką polskiego, wówczas już emerytką. Owa kobieta miała syna, lat 34, typowego maminsynka i gogusia. Nie trawiłam człowieka. Ale do samej nauczycielki czułam dużą sympatię. Niestety starsza pani upodobała mnie sobie w szczególny sposób, widząc we mnie dziewczynę marzeń dla swojego syneczka. Nie przeszkadzała jej różnica wieku, jaka między nami istniała. Ja miałam wtedy 18 lat.
Pewnego wieczoru wracałam z zajęć przedmaturalnych do domu. Zatrzymał się nagle samochód. Patrzę, za kierownicą maminsynek a z tyłu mamusia. Zaproponował, że mnie podwiezie. Skorzystałam z okazji, bo pogoda była tego dnia paskudna. I jak się potem okazało, to był wielki błąd. Starsza pani upierała się, że koniecznie ale to koniecznie muszę do nich wejść na kolację, że inaczej sprawię jej wielką przykrość. Z litości zgodziłam się. Na miejscu okazało się, że jak tylko była nauczycielka przygotowała wystawną kolekcję, otworzyła winko i zapaliła świece, zrobiła się szalenie śpiąca. Posadziła koło mnie syneczka, powiedziała dobranoc i zamknęła drzwi.
Ta wymuszona randka okazała się męką większą, niż śmiałam przypuszczać. Jedynym tematem trzydziestokilkuletniego faceta, w którym czuł się dobrze, były samochody. Ponad dwie godziny słuchałam o silnikach aut itp. Koszmar. Gdy stanowczo zakomunikowałam, że wychodzę, synuś mamusi zaproponował mi… nocleg. Poczułam się jak w jakimś horrorze. Bez odpowiedzi wzięłam kurtkę, sama otworzyłam sobie drzwi i zwiałam.
Potem zarówno synek jak i jego mama nie odzywali się do mnie. Z tego co wiem od mojego ojca, nieszczęśnik nie znalazł partnerki życiowej do dziś. Nauczycielce emerytce też nie udały się łowy na synową i do końca swojego życia mieszkała z synem.
Weronika (18 lat, uczennica liceum z Warszawy):
— Gdy Paweł pojawił się w naszej szkole, od razu wpadł mi w oko. Robiłam wszystko, by zwrócił na mnie uwagę. Szczęśliwie długo nie musiałam nad nim pracować. Po dwóch tygodniach zaproponował mi randkę. Powiedział, że przyjdzie po mnie do domu, potem pojedziemy zjeść kolację, a następnie proponuje kino i jakiś dobry film. Można by było powiedzieć, że randka – standard. Ale byłam totalnie podekscytowana. Takie ciacho zabiera mnie na randkę. Na ten wieczór ubrałam się w najbardziej seksowną sukienkę, jaką miałam. Użyłam najlepszych perfum. Półtorej godziny spędziłam przed lustrem robiąc idealną fryzurę i staranny makijaż. Wyglądałam bosko. Szkoda tylko, że boską nie okazała się moja randka.
Paweł przyjechał do mnie spóźniony pół godziny. Ubrał się w bluzkę z kapturem, spodnie z krokiem w kolanach i adidasy. Kolacja odbyła się w samochodzie, bowiem zachciało mu się McDonalds'a w wersji McDrive. Nie przejął się tym, że nic nie jem. Za to przejął się sobą i tym, że ubrudził się ketchupem. Jak podałam mu chusteczkę, raczył na mnie wreszcie spojrzeć tylko po to, by zdziwić się, czemu się tak — cytuję: odpieprzyłam. W kinie sam wybrał film – oczywiście kino akcji. Zamówił duży popcorn i dwie cole, ale tak wyszło, że zabrakło mu kasy, więc musiałam skombinować parę złotych. Zalał się colą, zaświnił siebie i mnie popcornem, mając ubaw po pachy w czasie sceny brutalnego morderstwa. Ja tylko odliczałam minuty, aż film się skończy i Paweł odwiezie mnie do domu. Jak wracaliśmy, spytał czy kupię mu fajki. Odmówiłam, więc z fochem podwiózł mnie pod dom. Z przyzwoitości chyba próbował mnie pocałować, ale go odepchnęłam i poszłam do domu wkurzona na maksa.
Na palanta nie chce mi się patrzeć, nawet w czasie przerw w szkole. Nigdy więcej takich randek, chyba że ktoś chce sobie je obrzydzić do końca życia.
Dagmara (35 lat, nauczycielka z Radomia):
— Najbardziej żenująca randka, na jakiej byłam, miała miejsce jeszcze za czasów studenckich. Od pewnego czasu podobał mi się jeden chłopak z mojej grupy. Za Marcinem szalały niemal wszystkie dziewczyny z roku. Typ modela – wysoki, super zbudowany, brunet, białe prościutkie zęby…
Jakże byłam szczęśliwa, gdy zaprosił mnie do domu na swoje urodziny. Na miejscu okazało się, że z gości… jestem tylko ja. Zdziwiłam się i czułam mieszankę radości i niepokoju. Zostałam, jednak denerwowałam się tym, co będzie dalej. Napiliśmy się alkoholu. Barek jego rodziców okazał się nieźle zaopatrzony. Po pierwszym kieliszku czegoś bursztynowego już czułam się rozluźniona, ale próbowałam dalej różnych specyfików. Zaczęło mi już nieźle kręcić się w głowie, a nogi miałam jak z waty. Nagle mój adorator wstał i poszedł do łazienki. Ponieważ długo nie wychodził, postanowiłam, że natychmiast idę do domu, póki jeszcze mogę w ogóle chodzić. Zapukałam do łazienki, żeby się grzecznie pożegnać i… On wyłonił się nagusieńki, a za nim zauważyłam tylko świece i wannę pełną wody, piany i płatków kwiatów. Stałam jak wryta. Wzrokiem powędrowałam w to miejsce. Może i był przystojny, ale natura nie obdarzyła go bogato, a wręcz ledwo co go wyposażyła.
Wróciłam do domu. A po całym incydencie on unikał mnie, jak mógł, i już do końca studiów nie zamieniliśmy ani słowa.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze