Zły facet pilnie poszukiwany!
ANNA MUZYKA • dawno temuZnacie ten typ kobiet? Młode, niegłupie, przeważnie bardzo ładne. Takie, które gdyby naprawdę chciały, to mogłyby mieć niemalże każdego faceta. A jednak z jakiegoś powodu za każdym razem wybierają takiego partnera, że wszystkim na jego widok ręce opadają, a rzęsy zaczynają się wykręcać w drugą stronę.
Pal licho jak facet jest chwilowo bezrobotny i ma problemy finansowe. OK, każdemu zdarzają się w życiu gorsze okresy, nieszczęśliwe zbiegi okoliczności, czy chociażby wypadki losowe. Kwestia tego, jak uda się z nich wybrnąć i co tak naprawdę facet sobą reprezentuje.
Mam takie znajome i mam obawy przed każdym spotkaniem z ich nowopoznanymi potencjalnymi kandydatami na męża. Intuicja mało kiedy mnie w tej kwestii myli. Już na pierwszy rzut oka widać, że koleś jest nieodpowiedzialnym dupkiem z kompleksem Piotrusia Pana, niezaradnym życiowo albo po prostu za leniwym, żeby zacząć szukać jakiegokolwiek zajęcia. Przy bliższym poznaniu i obserwacji kiełkującego związku wychodzą kolejne rzeczy. Że facetowi za trzy tygodnie urodzi się pierwsze dziecko, którego matką jest dziewczyna poznana (aż za dokładnie) w knajpie w pewien długi sobotni wieczór. Że tak w zasadzie to delikwent wprowadził się do matki potomka, żeby pomóc jej przygotowywać się do powitania na świecie dziecka. Albo inne tego typu ciekawostki.
Trudno stwierdzić czy sama zainteresowana występuje w tym trójkącie w charakterze oficjalnej partnerki pana X czy kochanki na boku. Zresztą pan X nie kwapi się do uregulowania sytuacji chociażby przez zadeklarowanie, u boku której kobiety widzi swoją przyszłość. Z zupełnie niezrozumiałego dla wszystkich wokół powodu, ona czerpie jakąś masochistyczną radość z użalania się nad swoim ciężkim losem i trwa przy nim tłumacząc go z każdej rzeczy, którą zrobi. Wszak serce nie sługa (a rozum w kieszeni).
Inna znajoma ma zwyczaj wybierania sobie faceta spośród najbliższych kumpli poprzedniego. Tacy są już sprawdzeni i przeważnie przez okres od kilku miesięcy do kilku lat trwania poprzedniego związku było sporo czasu, żeby się im przyjrzeć. Sęk w tym, że po pierwsze: zazwyczaj poprzedni związek ulega rozwiązaniu już po potajemnym nawiązaniu nowego, a po drugie: każdy kolejny następca wydaje się coraz gorszy (trudno się dziwić, co za facet odbija laskę kumplowi). W efekcie zaliczyła już maminsynka, który w wieku 28 lat nie kwapił się do wyprowadzki od mamusi, domagał się zabierania jej na urlopy i najchętniej wspólnych wieczorków filmowych. Kolejno przychodzili: alkoholik, agresywny furiat, a ostatnio złodziej.
Kolejna nie umie z kolei żyć z mężczyzną, który jej nie krytykuje bez przerwy. Znam ją od kilku lat, w tym czasie przeszła trzech różnych facetów. Pierwszy, sam będąc niezadbanym niemalże do granic możliwości, bezpardonowo wytykał jej każdą niedoskonałość. Począwszy od źle dobranych butów, przez krostę na twarzy, a kończąc na złamanym paznokciu. Dziewczyna zresztą bardzo źle znosiła krytykę i każdą taką uwagę brała natychmiast do siebie. Ale… trwała w tym związku prawie 2 lata. Na koniec oblubieniec stwierdził, że nie wie, czy coś do niej czuje i zmienił ją na inną. Po jakimś czasie pojawił się Tomek i odetchnęliśmy z ulgą. Może nie był to książę na białym koniu, ale widać było, że o nią dba, ba, starał się właśnie walczyć z jej kompleksami. I wszystko byłoby super, ale po pół roku dziewczyna stwierdziła, że nie zasługuje na takiego dobrego faceta i puściła go kantem. Szybko znalazł się pocieszyciel. Niemal kopia tego pierwszego.
Czy to naprawdę aż taki zbieg okoliczności, że one zawsze trafiają na złych facetów, czy może w jakiś sposób podświadomie ich szukają i ściągają do siebie. Może w części kobiet tkwi jakiś utajony masochizm, że nie potrafią ocenić, kiedy jest dobrze, nawet gdy mają obok siebie kogoś, kto o nie dba i szczerze mu zależy. Może przez swoje kompleksy i niedowartościowanie szukają możliwości, żeby się dodatkowo „ukarać”. A może właśnie w ten sposób dbają o to, żeby emocje w związku z partnerem nie opadły? Bo faktycznie, ciężko się „znudzić” kimś, kto wiecznie nas rani, albo z kim wiecznie są jakieś problemy.
Moja babcia, kobieta leciwa, ale z racji posiadania ponad pięćdziesięcioletniego stażu małżeńskiego posiadająca spore doświadczenie w relacjach damsko-męskich, czy jakby to ona nazwała „sposobach na chłopa”, opowiadała mi swego czasu historię swojego młodzieńczego zakochania. Chłopak jak malowanie, wszystkie za nim szalały, aż się opędzić nie mógł. Zainteresowanie z jego strony było ogromnym wyróżnieniem i łechtało ego. Stan odurzenia i fascynacji trwał do pierwszej wizyty w domu absztyfikanta i obserwacji sposobu, w jaki zachowuje się w stosunku do własnej matki: roszczeniowy, arogancki, wręcz chamski. I to zapaliło babci światło ostrzegawcze w głowie, że prawdopodobnie jako żona byłaby traktowana dokładnie tak samo. I że ona tak nie chce.
Podobnej rozwagi i umiejętności spojrzenia na chłopaka z boku mogłabym życzyć moim znajomym. A i sobie samej przy okazji. Z pewnością nie zaszkodzi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze