Żoną miałam być…
ANNA PAŁASZ • dawno temuJeszcze przed chwilą z wypiekami na twarzy przymierzały suknie ślubne, a do zaręczynowego pierścionka dobierały obrączkę. Wypełniały zaproszenia, wybierały tort weselny. Dopinały wszystko na ostatni guzik. Były szczęśliwe. I nagle okazało się, że ze ślubu nici.
Jeszcze przed chwilą z wypiekami na twarzy przymierzały suknie ślubne. Wypełniały zaproszenia, wybierały tort weselny. Dopinały wszystko na ostatni guzik. I nagle okazało się, że ze ślubu nici.
Przepraszam kochanie
Agnieszka (24 lata, studentka z Łodzi) zaplanowała wszystko od początku do końca. Z wyjątkiem jednej rzeczy – nie zdołała przewidzieć, że jej narzeczony niespodziewanie zmieni zdanie. Była pewna, że to chwilowy kryzys i do ostatniego momentu wierzyła, że ślub się odbędzie.
— Spotkaliśmy się w szkole, od tej chwili zawsze byliśmy razem. Wszyscy zazdrościli nam tej miłości. Nie pamiętam już, jak było, zanim się poznaliśmy. Oświadczył mi się w naszą siódmą rocznicę, tak na szczęście. Od razu zaczęłam planować nasze wesele, jaka ja byłam szczęśliwa. Naiwnie wierzyłam, że będzie dokładnie tak, jak chciałam, bo nic nie wskazywało, że może być inaczej. Na dwa miesiące przed ślubem on nagle stwierdził, że nie chce tego wszystkiego, że to go przerosło i odchodzi. Spanikowałam, no jak to? Przecież wszystko zaklepane, kupę kasy utopiliśmy. A on tylko mnie przeprosił i powiedział, że nie jest gotowy i chyba już mnie nie kocha. Na początku to pomyślałam, że panikuje tylko i przejdzie mu. Następnego dnia zamiast mnie przeprosić, spakował się i zaproponował, że póki co zamieszka u kolegi, a potem jak znajdzie mieszkanie zabierze resztę rzeczy. Wpadłam w histerię, robiłam wszystko, by go zatrzymać. Nic nie pomogło ani moje lamenty, ani tłumaczenia rodziny, ich pretensje i żale. Wciąż powtarzał, że między nami jest tylko przyjaźń i on nie może się ze mną ożenić. Co za bzdury! Wcześniej wszystko było dobrze, ciągle powtarzał, że mnie kocha i chce, żebym była jego żoną. Zniszczył mi życie, w dniu ślubu siedziałam w sukni jak idiotka i czekałam zapłakana, aż po mnie przyjdzie i zabierze do kościoła. Kosztowało mnie to tyle nerwów i zdrowia, że o realnych kosztach nie wspomnę. Mam do niego ogromny żal, że zostawił mnie na lodzie, tak po prostu. Nie rozmawiamy ze sobą do dziś, choć minęły już dwa lata i zdążyłam sobie wszystko poukładać od nowa. Takich rzeczy się nie wybacza, zwłaszcza, że nie usłyszałam żadnych wyjaśnień, poza jakimś czerstwym przepraszam. Nasze rodziny do tej pory są skłócone.
Ślubu nie będzie
Marta (32 lata, dentystka z Warszawy) znała swojego niedoszłego męża zaledwie od trzech miesięcy, kiedy ten zaproponował jej małżeństwo. Początkowo wpadła w euforię, jednak z czasem zaczęła odczuwać pochopność swojej decyzji.
— Byliśmy zakochani, oboje przed trzydziestką, po przejściach, z potrzebą stabilizacji. Oboje nie przemyśleliśmy tego wszystkiego, mnie kusiła wizja organizacji wesela, perspektywa białej sukni. On chciał mieć żonę i dzieci, więc po niecałych trzech miesiącach znajomości oświadczył mi się. Oszaleliśmy na punkcie ślubu, chcieliśmy wszystko jak najszybciej załatwić. Kilka dni później wprowadziłam się do niego i zaczęłam w tempie ekspresowym wszystko załatwiać. Rodzina i znajomi byli sceptyczni, sugerowali mi, że to za szybko. Nikogo nie słuchałam, choć w głębi serca czułam, że to nie to. Kiedy mieszkaliśmy razem, doszłam do wniosku, że nie mamy o czym rozmawiać, że łączy nas tylko seks i potrzeba posiadania kogoś, z kim można zjeść obiad. Smutne, ale prawdziwe. Mieliśmy wysyłać zaproszenia, ale kilka dni przed powiedziałam mu, że to nie jest dobry pomysł. Wcześniej za jego plecami powoli wszystko odwoływałam. On z początku był zły, nalegał, żebyśmy się pobrali, że po ślubie się dotrzemy. Ja nawet nie byłam pewna, czy go kocham, a co dopiero mówić o ślubie. Zrozumiałam, że jeśli się szybko pobierzemy, równie szybko weźmiemy rozwód. Chciałam to wszystko odwołać a potem dać nam szansę na poznanie się bez presji, bez zbędnego popędzania. On jednak nie wybaczył mi tego zagrania i rozstaliśmy się. Wiem, że mogłam temu wszystkiemu zapobiec, ale naprawdę chciałam być czyjąś żoną. I to był właśnie ten problem – czyjąś żoną, byle tylko być. Póki co mi przeszło, to był taki solidny kubeł zimnej wody.
Uciekający pan młody
Barbara (25 lat, stażystka z Gdyni) z dumą prezentowała pierścionek zaręczynowy. Wkrótce na jej palcu miała rozbłysnąć obrączka. Miało być huczne wesele, ale zamiast tego była tylko cicha rozpacz niedoszłej panny młodej.
— Piotr był ode mnie starszy, ja jeszcze wtedy studiowałam, nie do końca wiedziałam, co chcę w życiu robić. Piotr uznał, że na początek powinnam zostać jego żoną. Byliśmy razem dobre kilka lat, po cichu liczyłam, że się oświadczy. Zrobił to w moje urodziny. Organizowaliśmy wszystko z radością — wesele w restauracji jego brata, ślub w kościele, w którym ślubowali moi rodzice. Miało być pięknie i hucznie, początek czerwca, początek naszego wspólnego życia. Miałam i suknię, i welon, i wszystko inne. Wszystko przygotowane, nie wiem, czy ktoś to przebije, bo na dwa tygodnie przed ślubem dowiedziałam się, że mój przyszły mąż miał romans. Romans właściwie przetrwał dłużej niż nasz związek – najpierw zostawił mnie praktycznie przed ołtarzem, a chwilę później bez żenady paradował ze swoją kochanką. Nie chcę tego roztrząsać, nie ma sensu, już mi przeszło życzenie mu śmierci i poprzysięganie zemsty. Szlag trafił wszystko, znakomita większość pieniędzy była nie do odzyskania. Ale co tam pieniądze, nie dało się odzyskać tego, co było między nami. Najgorsze było to współczucie ludzi, chociaż nie… jeszcze gorsza była postawa rodziców. Mówili: wyjdź za niego, chłopak popełnił błąd, ale przecież nie będziesz wszystkiego odwoływać przez jakiś wyskok, zaciśnij zęby i bądź rozsądna. Niemal uwierzyłam, że powinnam tak zrobić. Wstyd przyznać, ale prosiłam go, żeby się ze mną ożenił, że ja mu to wybaczę. On wtedy powiedział, że kocha tamtą. Szczyt upokorzenia. Byłam młoda i głupia, chciałam mieć happy end za wszelką cenę. W sumie to powinnam mu podziękować, że kiedy chciałam odpuścić i lecieć z nim do ołtarza, on się zmył.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze