Sprzedają używaną bieliznę
ANNA PAŁASZ • dawno temuW dziedzinie sprzedawania swojej prywatności osiągnęliśmy perfekcję. Pokazujemy światu swoje zdjęcia na portalach społecznościowych, przy okazji dzielimy najbardziej osobistymi przeżyciami na forach internetowych - handlujemy swoją intymnością chętnie i bez skrępowania. Ile jesteśmy w stanie sprzedać?
W handlu swoją intymnością można – o dziwo — pójść o krok dalej i zhandlować swoją… używaną bieliznę. Istna rewelacja — jak ktoś ma kaprys, może sobie zamówić „aromatyczne” figi dwudziestolatki, a do tego pakiet pikantnych fotek gratis.
Beata (21 lat, studentka ze Szczecina) na swojej używanej bieliźnie zarabia od ponad pół roku. Biznes się kręci, a ona ledwo nadąża z realizacją osobliwych zamówień.
— Wiadomo, nie chwalę się tym wśród znajomych, to nie jest coś, z czego jestem dumna. Przyznam jednak, że to łatwa kasa, przyzwyczaiłam się do tych kilku dodatkowych stówek miesięcznie. Swoich klientów pozyskałam poprzez ogłoszenie, szybko odezwało się kilkunastu facetów. W tej chwili mam już stałych odbiorców, kilku. Utrzymujemy luźny kontakt, ale bez przesady. Im bardzo zależy na zachowaniu prywatności, niektórzy kilka razy upewniają się, że wyślę przesyłkę na dobry adres, że będzie dyskretnie opisana, itd. Nie zabiegam o nowych klientów, nie mam też strony w Internecie. Czasami trafia się na naprawdę niezłych zboczeńców. Niektórzy nalegali na spotkanie lub odbiór osobisty zamówienia.
Magda (27 lat, kelnerka z Warszawy) klientów łapie na „nastolatkę”. Podaje się za licealistkę, która dorabia do kieszonkowego. Chętnie wysyła swoje zdjęcia, ale nie pokazuje na nich twarzy. Zresztą, nie ona ma tu kluczowe znaczenie.
— Mam chłopaka, ale nie wie, czym się zajmuję. Gdyby się dowiedział, pewnie by mnie zostawił i uznał, że to co robię, jest obrzydliwe. I miałby rację. W sumie jeszcze bardziej obrzydliwy jest fakt, że ktoś to kupuje. Nie wnikam po co i co z tym robi, wolę o tym nie myśleć. Klientów nigdy nie zabraknie, wprost przeciwnie – fetyszystów damskiej bielizny jest coraz więcej. Nawet o tym czytałam, trafiłam na dużo bardziej obrzydliwe i odrzucające upodobania. Cóż, takie czasy, jeśli mogę zarobić na brudnych majtkach, to robię to. Brzmi okrutnie, ale takie jest życie – jest popyt, jest podaż. Jeśli nie ja, to zrobi to chętnie inna panna, za mniejsze lub większe pieniądze. Przecież nie sypiam z tymi facetami, więc nie jest to aż taka straszna rzecz, gdyby się zastanowić.
Marta (23 lata, studentka z Katowic) jest już dość znana w tej branży. Ma swoją stronę internetową, kilkadziesiąt fotek i bogaty wybór konfekcji. Jej fani codziennie bombardują ją wiadomościami. Nowych klientów zdobywa „z polecenia” lub po prostu łowi na forach internetowych poświęconych fetyszom.
— Dopieszczam ich swoimi wiadomościami, dodaję zdjęcia, jakie sobie życzą – nie jestem na nich naga, nigdy nie pokazuję za dużo. Wiem, że by ich zatrzymać, muszę być najlepsza. Nie oszukujmy się, to wstydliwy biznes, ale bardzo dochodowy. Potrafię sprzedać kilkanaście sztuk bielizny tygodniowo, oprócz tego dostaję różne prezenty. Klienci są w stanie zapłacić każdą sumę, ale według mnie nie są to kwoty wygórowane – zwykle kilkadziesiąt złotych, zależy też od wielkości zamówienia. Moim klientom bardzo zależy na zachowaniu prywatności, mnie również. To nie tylko kwestia wzajemnego zaufania, ale także pewności, że dostaną to, czego pragną. Niektórych interesują tylko rajstopy, inni chcą znacznie więcej. Nie ma reguły. Nie wiem, w jakim dokładnie wieku są moi klienci, ale wiem, że większość z nich ukrywa swoje dość nietypowe upodobania przed partnerkami. Nie dziwię się, to raczej nie jest coś, o czym człowiek opowiada znajomym przy piwie.
Krzysztof (32 lata, informatyk z Łodzi) przyznaje, że zjawisko nie jest mu obce. Właściwie sam ten biznes napędza, korzystając z usług pewnej studentki.
— Nie chcę się wdawać w szczegóły. Można się domyślić, o co chodzi i po co się takie rzeczy kupuje. Tak, to podnieca, uzależnia i właściwie nie umiem się powstrzymać. Nie wnikam, kim są te dziewczyny, nie oczekuję żadnej pornografii, nie umawiam się na spotkania. Nie mam żony ani nawet dziewczyny, więc nikomu krzywdy tym nie robię. Przeciętnie to koszt rzędu najwyżej pięćdziesięciu złotych, ale można dostać tę bieliznę dużo taniej. Nie zawsze trafi się na uczciwe osoby, czasami kasa idzie w błoto. Dlatego lepiej znaleźć jedną zaufaną osobę i to od niej zamawiać rzeczy. Powiem tak – jak ktoś tego szuka, to znajdzie. I prędzej czy później sam wykombinuje, co i jak, i za ile.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze