Wrogi świat fizjologii
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuTakie czasy. Sami siebie przed sobą musimy chronić. Dezynfekujemy siebie, od siebie samych się oddzielamy, coraz częściej traktując własną fizjologię jak największego wroga. Kobietom uwłacza miesiączka, mężczyźni nie chcą się pocić, z własnego pocenia się leczą farmakologicznie. Prasujemy własne skarpety. Wyjaławiamy się coraz bardziej, sterylizujemy, oddalamy od swoich ciał i jego zapachów. Dokąd zmierzamy?
Takie czasy. Sami siebie przed sobą musimy chronić. Dezynfekujemy siebie, od siebie samych się oddzielamy, coraz częściej traktując własną fizjologię jak największego wroga. Kobietom uwłacza miesiączka, mężczyźni nie chcą się pocić, z własnego pocenia się leczą farmakologicznie. Prasujemy własne skarpety. Wyjaławiamy się coraz bardziej, sterylizujemy, oddalamy od swoich ciał, jego zapachów, wydalin i wydzielin. Dokąd zmierzamy?
Wpadłam ostatnio do sąsiadki na kawę. A ona przy desce do prasowania. Nic dziwnego, prawda? Ale co prasowała – to jest ciekawe. Otóż – prasowała skarpety i majtki: swoje, męża, dzieci. Zapytana, po co to robi, powiedziała, że zabija bakterie. Czyje? Swoje? Czy kupiła tę bieliznę używaną na pchlim targu od jakiegoś brudnego dziada? Samą siebie ze swoich bakterii oczyszcza?
Nie można mówić o przypadku, o nie. Czy używałaś już dziś Chlorestosa, pyta co wieczór telewizor, a ty potem nie możesz zasnąć, bo myślisz sobie, że jakieś potwory wypełzają z toalety i zatruwają ci twoje ręczniki, po całej łazience się panosząc. Kto wie – jeśli twoja sypialnia jest blisko toalety, może pod osłoną nocy mikroby przeciskają się pod szparą pod drzwiami i wpełzają ci na twarz, powodując katar i zapalenie spojówek?
Inna reklama uczy, że bakterie przynosimy do domu na ubraniach. Ubrania należy zatem dezynfekować wybranym detergentem, by je wyjałowić i w ten sposób dom rodzinny przed inwazją obcych chronić. Sama woda i proszek nie są już wystarczającą barierą przed miliardami niewidzialnych, chytrych najeźdźców.
Złe bakterie i podstępne wirusy straszą też w przychodniach i aptekach. Plakaty ostrzegają: cały świat to pułapka na tych, co się nie szczepią. Na każdym kroku czai się niewidzialne zło, które w każdej chwili może zaatakować twoje dziecko, jego mózg, tkanki miękkie i małe, różowe płucka. Świństwo siedzi w przedszkolnych dywanach i na drzewach w lesie. Świat zewnętrzny jest w ogóle znacznie gorszy niż ten wewnętrzny, który można ujarzmić szczepionkami i staranną, codzienną dezynfekcją. Są tam brudne gołębie z pasożytami, koty z toksoplazmozą i psy z wścieklizną, śmiercionośne kleszcze, trujące kaszanki, mordercze komary i setki innych niebezpieczeństw. Czyhają na nasze ciała, na chwilę nieuwagi, na spacer po lesie lekkomyślny, na bezmyślny odruch podniesienia leżącego na chodniku gołębiego pióra, na pogłaskanie gołą ręką kota. Po czymś takim nieszczęście gotowe. Kleszcze aż klaszczą z zadowoleniem w swoje nieistniejące dłonie.
Szczęśliwie mamy całą gamę środków zapobiegawczych. Oprócz szczepionek, leków i środków dezynfekujących są przecież jeszcze rozmaite sprawki i sposoby, by – właściwie dbając o higienę osobistą – skutecznie ochronić nasze słabe i brudne ciała przed parszywym światem. Pierwsza sprawa – pot. Wstydliwa historia, uwłaczająca człowiekowi w tramwaju, w pracy, wszędzie. Mokra plama pod pachą stała się symbolem zacofania. Mamy na szczęście – co za ulga! — odpowiednie leki na pocenie. Tabletka załatwia wstydliwy problem. Już się nie pocisz. Doskonale. Bakterie nie mają się gdzie gnieździć i rozwijać, a ty jesteś ponad to.
Dalej mamy włosy. Cały przemysł kosmetyczny walczy z niechcianymi włosami tu i ówdzie, jednocześnie wspierając włosy w miejscach pożądanych, czyli na ogół na głowie. Koncerny pochylają się ostatnio z wielką troską nad włosami spod pach i tylko patrzeć, jak wynajdą sposób, by je z naszego życia wyrugować całkowicie. Zawsze to jeden problem mniej: kolejne siedlisko śmiercionośnych mikrobów zniszczone u podstaw.
Wreszcie – ogromny problem połowy populacji. Miesiączka. Niemodna, niepotrzebna, niehigieniczna, comiesięczna przeszkoda w drodze do sukcesu. Zadziwiające, że choć krew pokazujemy w reklamach chorób dziąseł, a – przepraszam – reklamach środków zapobiegających chorobom dziąseł, gdzie niewidzialna gęba pluje do umywalki wymieszaną z krwią śliną, w reklamach środków higienicznych dla kobiet wciąż króluje przezroczysta, błękitna ciecz. Kobieca krew to temat tabu. Nie chcemy jej, niech się wchłania tam, skąd wypływa, a najlepiej, gdyby wcale jej nie było. Ginekolog ostatnio namawiał mnie na wkładkę antykoncepcyjną, dzięki której przestanę miesiączkować. — Po co pani miesiączka, będzie pani miała spokój – mówił z przekonaniem.
A pewnie. Precz z fizjologią!
Czasem sobie myślę, że ostatnim przyczółkiem tej nierównej walki z niesfornym ciałem, gdzie gnieździ się wszelkiej maści zaraza, jest kupa. Codzienna, wstrętna, okropna, niehigieniczna wylęgarnia potworów, samo zło, poranne upokorzenie. Nawet kible mamy takie, żeby świństwo wleciało prosto do wody, niezauważone przez nikogo, nawet samego autora. I jak człowiek ma się dowiedzieć, czy nie krwawi z jelit czy żołądka, czy nie ma robaków i innych gastrycznych przypadłości, których nośnikiem informacji jest kupa właśnie? Znów – odcięcie od swojego ciała, od fizjologii, od natury. Bidet, perfumowany i miękki jak szczeniak labradora papier toaletowy, pachnący konwaliami spray do zatuszowania sprawy krępującego zapachu i już, można odetchnąć z ulgą, udając, że jest się ponad rzecz tak przyziemną i wstrętną jak, za przeproszeniem, sranie.
A, i oczywiście – Chlorestos! Nie zapominajmy o Chlorestosie! Zalejmy muszlę (muszla, piękny eufemizm) naszym żrącym sprzymierzeńcem. Uwolnijmy świat od zarazy.
Takie czasy. Sami siebie przed sobą musimy chronić. Dezynfekujemy siebie, od siebie samych się oddzielamy, coraz częściej traktując własną fizjologię jak największego wroga. Kobietom uwłacza miesiączka, mężczyźni nie chcą się pocić, z własnego pocenia się leczą farmakologicznie. Prasujemy własne skarpety. Wyjaławiamy się coraz bardziej, sterylizujemy, oddalamy od swoich ciał, jego zapachów, wydalin i wydzielin.
Już mamy bakterie odporne na antybiotyki. One są (i zawsze będą) i tak zawsze o krok przed nami, wyprzedzając najtajniejsze laboratoria wszechkoncernów. Biorąc udział w powszechnej psychozie, nakręcanej głównie przez przemysł kosmetyczno-farmaceutyczny, tylko robimy sobie krzywdę, wystawiając nasze wydezynfekowane, wyjałowione ciała na działanie najnowocześniejszych bakterii i wirusów. A koncerny zacierają chciwe ręce: znów trzeba będzie nas leczyć nowymi lekami. Pozbawieni warstwy ochronnej jesteśmy świetnym światowym rynkiem zbytu.
Czy używałaś już dziś Chlorestosa?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze