Zaopiekuj się mną
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPropozycja opieki odpowiada na żywotne potrzeby męskie. Kobiety wyemancypowały się. Zostaliśmy osamotnieni, z ogołoconym ego i rzucimy się na każdą szansę udowodnienia naszej heroicznej wręcz opiekuńczości. Typ zaopiekuj się mną jest złowrogi niezależnie od intencji dziewczyny. Głęboko zakorzeniona, a zupełnie bezsensowna potrzeba opieki prowadzi mężczyzn do zguby.
Ludzie są jak zwierzęta. Kobiety także.
Za sprawą tajemniczego dla mnie splotu okoliczności, szczególną sympatią cieszą się stworzenia podłe i nikczemne. Mało który stwór zrobił taką karierę jak miś. Przykładami możemy sobie oczy podbić. Amerykanie mieli Yogiego z Yellowstone, my Uszatka i Koralgola. Ten ostatni, prominentny przecież gwiazdor Polski Ludowej, został po latach oskarżony o współpracę z bezpieką i, najpewniej słusznie, przezwany Kolaborem. Dorzućmy miliardy pluszowych zabaweczek, tulonych przed snem przez szczęśliwe brzdące, gry planszowe, kalkomanie, układanki i inne gadżety – niedźwiedź staje się wampirem zdolnym wyssać z rodziców forsę w dowolnej wysokości. Rzeczywistość jest zgoła inna. Misiek: brunatny, a zwłaszcza polarny to zwierzę mściwe, złośliwe i wyjątkowo agresywne, chyba, że akurat się nażre. Dotyczy to także misia panda, w rzeczywistości przynależącego do nikczemnej rodziny szopowatych. Ten sympatycznie wyglądający potwór kąsa wszystko, co napotka, nie licząc tylko słoni.
Teraz Polska zwariowała na punkcie małego hipopotama karłowatego, zrodzonego niedawno we wrocławskim ZOO. Urok zwierzątka nie powinien przesłonić tej przykrej prawdy, że hipki – zwłaszcza te duże – to jedne z najbardziej agresywnych i niebezpiecznych zwierząt na całym świecie. Liczba ludzi zabitych wskutek ich zbrodniczej aktywności w Afryce ustępuje jedynie efektom działalności kotowatych. Wydawałoby się, że hipopotam przynależy do zwierząt, których stosunkowo łatwo uniknąć. Wystarczy nie wchodzić do wody. Tu ujawnia się znane już, kulturowe kłamstwo: człowiek na safari dostrzega takiego kloca uwalanego w błocie, skojarzenia ma życzliwe i łagodne, pędzi więc się zaprzyjaźnić, pogłaskać, nawet przytulić. Hipek ma oczywiście inne plany względem tego, który zakłócił mu spokój.
Wyliczajmy dalej: złowroga popularność lisów w kreskówkach wprawia w autentyczne osłupienie. Rude przechery słyną z wyduszania całych kurników, są też mistrzami w roznoszeniu wścieklizny. Słonie, które tak chętnie karmimy w ogrodach zoologicznych, wyprawiły się w tratowaniu, odłączone od stada gorzknieją i mszczą się na wszystkim, co żyje. Aż dziw bierze, że rynek dziecięcy nie zawłaszczył jeszcze, jako pozytywnych bohaterów i wzorców, diabłów tasmańskich, ryb głębinowych, hien oraz sępów. Odpowiedź kryje się w powierzchowności. Za sprawą splotu okoliczności, którego zwyczajnie pojąć nie umiem, uznano, że jeśli jakaś istota nie wygląda groźnie, to groźna nie jest. Z kolei puchatość przyjmujemy za znamię cnót wszelkich i rację ma mój kolega po piórze, który utrzymuje, że gdyby SS-mani, miast czarnych mundurów z trupimi insygniami odziewali się w różowe kostiumy słodkich króliczków, mieliby dużo lepszą prasę niż obecnie.
W zamierzchłych czasach, kiedy to moja paranoiczna nienawiść do świata dopiero się kształtowała, napotkałem na swej drodze typ człowieczy, wyjątkowo złowrogi i niebezpieczny. Ma coś z misia i hipopotama, lecz jedynie z charakteru. Te stworzenia, najczęściej płci żeńskiej, są raczej skromnej budowy, co jeszcze podkreśla specyficzny ubiór. Dominuje kolor szary, czasem pojawia się płaszczyk zdarty z konającego Chińczyka, a stałą tendencją jest maskowanie zbyt bujnie rozwiniętych, drugorzędnych cech płciowych. Zgrabny tyłeczek ginie więc w workowatych dżinsach lub spódnicy odebranej koleżance po osiemnastu porodach. Piersi, choć jak z filmu dla dorosłych, giną gdzieś w otchłani przepastnego swetra. Makijaż – delikatny. Włosy – nieufarbowane. Obrazu tej maskarady podkreśla jeszcze spojrzenie, zawsze dochodzące z dołu, choćby dziewczyna miała dwa metry wzrostu. Wzrok ten, słodki i przepełniony smutkiem nasuwa na myśl małego kotka, który wpadł we wnyki. Świat zamiera i zaczyna kwilić: zaopiekuj się mną.
Mądrzej byłoby już przygarnąć krokodyla.
Propozycja opieki trafia w czułe miejsce, odpowiada na żywotne potrzeby męskie (stąd też, zapewne, rosnąca pozycja społeczna sutenerów). Kobiety wyemancypowały się, robią zawrotne kariery i ani im w głowie przyjmować pomocną dłoń od jakiegoś gacha – zwłaszcza, że łapa ta cuchnie krzywdą jej prababek. Zostaliśmy osamotnieni, z ogołoconym ego i rzucimy się na każdą szansę udowodnienia naszej heroicznej wręcz opiekuńczości. Gdyby stado piranii doprawiło sobie cyc silikonowy i następnie poprosiłoby uprzejmie o wsparcie, męska populacja uległaby poważnemu przetrzebieniu. Silniejsze to od nas i prędzej krowa nauczy się fruwać, nim chłop wyzwoli się z potrzeby roztaczania opieki nad jakimś zagubionym stworzonkiem przeciwnej płci.Spełnienie tej potrzeby niezawodnie prowadzi do nieszczęść. Koledze się to zdarzyło i kiedyś myślałem, że to ostatnie zdarzenie w jego życiu, zamówiliśmy nawet pogrzeb. Kumpel mój serdeczny, człowiek serca nikczemnego i lowelas w dobrym starym stylu natknął się na studentkę polonistyki, jedną z tych, które spacerują ze Stasiukiem pod pachą i robią podkreślenia w książkach wszystkimi istniejącymi na świecie kolorami. Zaczęli się spotykać, a kumpel, z uporem Kolumba zasuwającego do Nowego Świata przez niegościnny ocean, zaczął usuwać jej kłody spod nóg. Stare ubrania trafiły do kosza, miejsce książek zajęły kosmetyki, z kolei, zamiast podkreślania co piękniejszych zdań z prozy polskiej, dziewczę opanowało zaznaczanie odpowiednich operacji bankowych. W ten sposób świat zmienił się na lepsze: ludzie w przeciwieństwie do poezji, pieniędzy jednak potrzebują.
Kolega pomagał jej nieustannie, a gdy zamieszkali razem, wstawił w domu niezliczoną ilość drzwi tylko po to, by móc otwierać je szarmanckim gestem i puszczać ukochaną przodem. Kopał też błotniste doły, przez które ją przenosił, a samemu tonął. W tych staraniach jęła ujawniać się rozpaczliwość, właściwa oprawcom, pozostawionym w opuszczonych przez wszystkich kazamatach: nie mogą dręczyć nikogo poza sobą. Im bardziej się starał, tym większy smutek nim władał. Wypić, wypalić go nie zdołał, aż przyszedł do mnie i razem, do nocy próbowaliśmy znaleźć sedno trapiących go kłopotów. Męczył się chłop z jakąś egzystencjalną pustką, torturowała go obcość osoby ukochanej, a z którą jeszcze niedawno byli blisko jak Żwirek z Muchomorkiem, męczył się bezsensem własnych posunięć. Wypaliłem: Stary, ty się nią opiekujesz, a jej tego JUŻ nie trzeba. Pokiwał smutną głową, przyznał rację.
Rozstali się kilka tygodni później, ale chłopina zbiera się do dzisiaj: z dziewczyny wyszedł potwór, porwał co mógł, z duszą włącznie i tyle go widzieli. Cała nieporadna słodycz ustąpiła twardej stronie jej natury, skryty dotąd drapieżnik wreszcie się uwolnił: trzeba dopowiedzieć, że parę lekcji od kolegi również nie poszło na zmarnowanie.
Jednostkowy przykład, jak każdy dobry przykład, prowadzi do wniosków natury ogólnej. Typ zaopiekuj się mną jest złowrogi niezależnie od kontekstu i właściwych intencji dziewczyny. Ta najczęściej nie zdaje sobie sprawy ze swej własnej podłości, nie pojmie jej, nawet gdy serce, wyrwane z męskiej piersi, uderza po raz ostatni w jej zakrwawionych dłoniach. Paradoks w tym, że skuteczna opieka znosi, jak w powyższym przykładzie, potrzebę opiekowania się, nieskuteczność tej czynności wyssie z chłopa wszelkie życiowe siły, gdyż każdy facet potrzebuje poczucia sensowności własnych posunięć. Innymi słowy, głęboko zakorzeniona, a przecież zupełnie bezsensowna potrzeba prowadzi nas, mężczyzn do zguby.
A jak wygląda druga strona medalu? Faceci, którzy aż wołają o opiekę?Wolę nie myśleć.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze