Kolej na kochanie
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPozornie trudno wymienić bardziej bezsensowną czynność niż odprowadzanie kogoś na pociąg. Istnieją taksówki i wygodne walizy na kółkach, dworce przestały być niebezpieczne. Nie znam bardziej idiotycznej sytuacji: ja stoję, ona stoi, czekamy i trudno coś ze sobą zrobić. Dopiero niedawno odkryłem, że ta znienawidzona przeze mnie czynność ma fundamentalne znaczenie.
Kolej polska jest dowodem na to, że Opatrzność szczególnie umiłowała nasz kraj; jeździ, choć nie powinna.
Niedawno odświeżyłem sobie Demona ruchu Stefana Grabińskiego. Cudowne mroczne opowiastki traktują o niesamowitych wydarzeniach związanych z koleją. Są tam widmowe tabory, duchy czające się w pociągach, zaś ludzie ulegają najróżniejszym obsesjom związanym z poruszaniem się. Ludzie nie muszą lubić horrorów, sam Grabiński po latach sprawia wrażenie zacnej ramoty. Ale z tej książki przebija fascynacja koleją jako samym zjawiskiem, czymś na wskroś nowoczesnym, oferującym możliwość szybkiego przemieszczania się między miastami. Istotnie, przed wojną trasę ze stolicy nad morze dało się przejechać szybciej niż teraz i nic dziwnego, że ludzie zafascynowali się tym nowym zjawiskiem. W podobny sposób pisze się teraz o Internecie, mediach elektronicznych, grach sieciowych.
W skutek złośliwości losu, a może ludzkiej nieudolności, dzisiejsza kolej przypomina bogatego starca utrzymywanego przy życiu za sprawą skomplikowanych działań medycznych. Odchodzą od niego dziesiątki kabli podłączonych do pikającego szajsu, gdyby je zerwać, delikwent natychmiast wyzionąłby ducha. Im świat bardziej przyspiesza, tym kolejny skład kolejowy uznaje za słuszne zwolnić lub zniknąć. Teraz mknąc przez Polskę mam przerażające wrażenie przebywania dokładnie w tym samym wagonie co dwie dekady temu.
Nie można zmilczeć afer z ostatnich miesięcy, kiedy to jedna spółka kolejowa odłączyła drugą, uzasadniając tę przykrą czynność nie uiszczeniem jakiejś należności. Odłączony zawył w poczuciu oplutej niewinności i jął uzasadniać, że jest dokładnie na odwrót, to jemu wiszą kasę. Ujawnił się zaraz głos trzeci i czwarty, w skutek czego kompletnie straciłem orientację. Gdyby jeszcze doszło do konfliktu między prywatnymi firmami, mógłbym to zrozumieć, ale wszystkie te potworki wyrosły z korpusu własności państwowej, dalej zresztą przynależą do różnych podmiotów związanych z administracją. Jakich konkretnie – boję się wiedzieć. Zebrane do kupy przypominają obłąkanego smoka o wielu wygłodniałych paszczach. Nie trzeba rycerza, żeby takiego gada powalić, ale rycerz już nadciąga i jest Niemcem.
Doświadczenie ogólne zbiega się z indywidualnym.
Z racji wykonywanego zawodu oraz najróżniejszych osobistych nieszczęść nieustannie podróżuję, a że gardzę posiadaniem prawka, jestem skazany na kolej. W ciągu długich lat podróży doświadczyłem wydarzeń przedziwnych. Gdyby teraz do przedziału weszła królowa angielska, Adolf Hitler albo i smok rzeczony, nie chciałoby mi się nawet wzruszyć ramionami. Bo tak.
Swojego czasu żołnierz jadący na przepustkę złożył mi atrakcyjną ofertę napadu rabunkowego, którego ofiarą miał paść podróżujący z nami biznesmen. Uratowałem jego oraz swój honor tłumacząc, że nie mogę, gdyż przebywam na zwolnieniu warunkowym.
Pijany mężczyzna zaoferował mi puszkę piwa w cenie czterech złotych. Przystałem na tę zacną ofertę, życząc sobie jednak by puszka była czysta. Mężczyzna sprostał zadaniu, następnie popędził przez ruszający skład, skoczył i zabił się na miejscu.
Na trasie Kraków – Warszawa spaliła mi się lokomotywa.
Pociąg, w którym siedziałem, ruszył ze stacji Gliwice by zaraz się zatrzymać. Dostrzegłem tłum ludzi, mundurowych oraz cywili gnających prosto na mój przedział. Odebrałem to jako zaskakujące, choć miłe potwierdzenie mojej sławy. Niestety, interesowali się pijanym facetem, który wpadł pod koła. Wyjrzawszy przez okno dostrzegłem dwie wytatuowane po paznokcie dłonie wystające spod pociągu. Facet był pijany w pestkę i wyszedł bez szwanku.
Wracając z Gdańska natrafiłem na japoński paszport, leżący przy ubikacji. Odnalazłszy właścicielkę zostałem przepędzony – dziewczyna myślała, że proszę ją o drobne. Zrozumiawszy ogrom własnej pomyłki wykonała najpiękniejszy ukłon, jaki widziałem w życiu.
Na tym samym kursie spełniłem dobry uczynek niosąc niepełnosprawną dziewczynę na plecach przez kilka wagonów.
Pomijam już skradzionego laptopa, propozycję uprawiania miłości francuskiej w zdecydowanie nieprzyjaznych warunkach ubikacyjnych, najdziwniejszych pasażerów z czarodziejem włącznie, kilka starć fizycznych, wielogodzinne spóźnienia oraz burzliwe rozstanie kierownika pociągu z całkiem atrakcyjną kontrolerką biletów: doszło wówczas do poważnej zmiany kursu.
Nie uważam się za człowieka specjalnie wyjątkowego, więcej nawet – dążę do tego, aby być takim jak wszyscy, jestem więc pewien, że inni mają doświadczenia podobne lub gorsze. Kolej, prócz trudności zewnętrznych, sporów między podmiotami, jawi się wylęgarnią potworności, jakich oko nie widziało, gdybym jeździł jeszcze częściej, słałbym niniejszy felieton z więzienia czy też piekła. Kolej jest też zjawiskiem niemożliwym, nie istnieje – zdawać by się mogło – że powinna stanąć i rozpaść się od bezruchu.
A jednak jadę pociągiem. Dlaczego?
Odpowiedź przyszła niedawno, kiedy wyglądałem pociągu pętając się na jakiejś małej stacyjce. Wszędzie ciemno, wiatr niósł wycie wilków. Tabor mój spóźniał się niemiłosiernie i już wyglądałem żywopłotu celem uwicia sobie schronienia. Na peron wytoczyła się zakochana para. Objęci i to tak, że serce rosło. Jest to widok powszechny na wszystkich dworcach świata, moja tragiczna sytuacja sprawiła jednak, że wydawali mi się niezwykle urokliwi. Postali tak, pociumkali się i nagle wjechał mój pociąg. Wsiadłem, ona wsiadła, on został na peronie, pomachał za odjeżdżającym pojazdem. Rozsiadłem się wygodnie. I przyszło olśnienie.
Porozmawiałem z dróżnikiem i wiem już na pewno. Żaden skład nie nadaje się do jazdy, zwyczajnie nie powinien ruszyć z miejsca, na domiar złego kolei odcięto prąd jeszcze na początku naszego stulecia. Tabory jeżdżą napędzane energią generowaną przez zakochanych odprowadzających siebie nawzajem, ten rodzaj magii umożliwia ruch nawet na trasach dalekobieżnych, pod warunkiem, że każda stacja przystankowa zasilana jest miłością.
Więc proszę, najładniej jak umiem. Chłopcy, odprowadzajcie swoje dziewczęta. Dziewczyny, doprowadzajcie chłopców. Całujcie się długo i namiętnie, a nawet uprawiajcie seks w cieniu wiaty, jeśli najdzie was ochota. Tylko dzięki wam dojadę do domu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze