Trudna sytuacja
MONIKA KRÓL • dawno temuTak sobie myślę, że może głupia jestem? Miałabym załatwioną sprawę, mogłabym się już nie denerwować i nie martwić. Mogłabym udawać sierotkę i grzecznie przyjmować jego zaloty, zamiast zastanawiać się nad kolorem pidżamek jego dzieci. Mogłabym, ale nie chciałam...
Problem mieszkaniowy, z którym muszę się ostatnio zmagać, przerósł mnie i dlatego zdecydowałam się skorzystać z rady profesjonalisty. Pan doradca wydał mi się miłym i godnym zaufania człowiekiem. Poinformowałam go, że potrzebuję porady prawnej dotyczącej mieszkania. Pan bardzo zainteresował się moją sprawą i z niezwykłą wnikliwością zabrał się do pracy. Podczas badania kwestii merytorycznych zaczął przy okazji wykazywać zainteresowanie moją osobą. Na początku wydawało mi się oczywiste, że próbuje poznać wszystkie aspekty zaistniałej sytuacji, żeby lepiej znaleźć sposób rozwiązania dylematu, z jakim się do niego zgłosiłam. Pierwszy raz w życiu zmagam się z taką sprawą i konsultacja z ludźmi, którzy zajmują się tym zawodowo, była konieczna. Nie mam przygotowania prawniczego i bardzo boję się konsekwencji podjęcia błędnych decyzji. Okazało się też, że sprawa wcale nie jest taka prosta. Pan podkreślał ten fakt przy każdym spotkaniu. Czułam się coraz bardziej zagubiona i przestraszona. Jako osoba niezwykle poukładana zawsze staram się wszystko wiedzieć do końca i kiedy nie jest to możliwe, wydaje mi się, że tracę grunt pod nogami. Tak było w tej sytuacji. Pan doradca pocieszał mnie, że wszystko da się załatwić pomyślnie.
Proponował coraz to nowe spotkania. Najpierw twierdził, że ma mało czasu, a potem okazywało się, że na szczęście dla mnie odwołał wszystkie inne sprawy, i dzięki temu może poświęcić mi więcej uwagi. O jakież szczęście mnie spotkało! Co za traf postawił na mojej drodze człowieka tak oddanego swojej pracy? Ze świeczką szukać takiego pracownika. Moje zaufanie jednak zaczęło maleć, kiedy przy którymś z kolei spotkaniu Pan oznajmił, że jest bardzo ciekaw, dlaczego jestem taka miła, dobra i sympatyczna? Dlaczego jestem dobra, miła i sympatyczna, nie wiem nawet ja sama, nie mówiąc o tym, że nie mam pewności, czy taka rzeczywiście jestem, a nawet powiem dobitniej — czasem czuję się jak wilk w skórze owieczki. Postanowiłam więc dociec do czego zmierzamy w tych nie do końca konkretnych konwersacjach i gdzie się nieoczekiwanie podziała kwestia zasadnicza, czyli problem mieszkaniowy.
Pan natomiast brnął dalej w dociekaniach, skąd się wzięła taka osóbka jak ja. Z tego co wiem, pojawiłam się za bezpośrednią sprawą rodziców — na to pytanie najłatwiej mi było udzielić odpowiedzi. Większą trudność przedstawiało rozproszenie zdziwienia pana, jaka ja jestem śliczna, powabna i subtelna. Pięknie opisywał moje walory i patrzył mi przy tym przeciągle w oczy. Nie omieszkał też wspomnieć o ich głębi oraz kolorycie. Doszłam do wniosku, że w subtelnych kwestiach męsko–damskich jestem zapóźniona. Nie dotarło do mnie na początku, co się właściwie klaruje. Moje jednotorowe myślenie nastawione na rozwiązanie sprawy mieszkaniowej i wynikająca z tego niedomyślność spowodowały, że Pan doradca zaczął się uciekać do coraz dobitniejszych sygnałów, żeby dotarło do mojej mózgownicy odpowiednie przesłanie. Jak wreszcie dotarło, to trafił mnie szlag.
Nie znoszę, kiedy ktoś wykorzystuje sytuację. Nie mam nic przeciwko zainteresowaniu okazywanemu mi przez płeć przeciwną, ale jest parę przypadków, kiedy to zainteresowanie doprowadza do tego, że z ciepłej kobiety zamieniam się w złośliwe babsko. Co ciekawe, dobrze się z tym czuję. Przede wszystkim w sytuacji, kiedy zgłaszam się do profesjonalisty i proszę go o pomoc oczekuję od niego profesjonalnego i rzeczowego zachowania. Przyznam, że wkurza mnie niezmiernie, kiedy zamiast konkretnych odpowiedzi widzę maślane oczy wpatrzone w moją osobę. Tracę wtedy cierpliwość — zostały przekroczone granice tolerancji! W przypadku spraw poważnych nie znajduję miejsca na męsko–damskie konfrontacje.
Moje zniesmaczenie osiągnęło stan krytyczny, kiedy uprzytomniłam sobie, że mój „anioł stróż” na tylnym siedzeniu samochodu ma umocowane krzesełko dla dziecka. Idąc tym tropem… skoro jest dziecko, to pewnie jest i żona.
Przy kolejnym zaaranżowanym przez niego spotkaniu zapytałam wprost, ile ma dzieci i jak się czuje żona. Wydał się nieco zaskoczony i z ociąganiem przyznał, że troje, a z żoną nie czuje się emocjonalnie związany. Zwierzył się, że są ze sobą tylko ze względu na dzieci. Nie mogłam odsunąć od siebie wizji dwóch małych dziewczynek i chłopca, którzy ubrani w pidżamki czekają na tatusia. Biedny tatuś zapracowany i zmęczony wraca do domu późno, ponieważ właśnie załatwia kolejną ważną sprawę. Przy okazji załatwiania ważnej sprawy flirtuje z klientką i nie widzi w tym nic gorszącego – czeka na słowa aprobaty. Usprawiedliwieniem wszystkiego jest przecież fakt, że „nie czuje się emocjonalnie związany z żoną”. Lepiej późno niż wcale, wyczułam co w trawie piszczy i dałam Panu do zrozumienia, co myślę o takim obrocie sprawy. Usłyszałam, że jestem „inna” – cokolwiek to znaczy, brzmi zaskakująco. Podobno też żyję w świecie ideałów i nie potrafię być elastyczna.
Pewne rzeczy są po prostu nie do przyjęcia.
Oczywiście nic nie dzieje się też bez przyczyny. Może facet rzeczywiście czuje się samotny, może jego więź z żoną rzeczywiście umarła? Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Jest dużym chłopcem i jeżeli o mnie chodzi to wydaje mi się, że wie czego chce.
Jeśli chodzi o mnie, ta sytuacja dotknęła mnie, ponieważ zrozumiałam, że istnieją momenty, kiedy pewne osoby wykonując swój zawód, wypełniając swoje obowiązki, próbują „ubić interes” na boku. To właśnie było dla mnie w tej sytuacji najtrudniejsze. Nie żaliłam się temu Panu, jaka jestem nieszczęśliwa i biedna. Nie oczekiwałam od niego pocieszenia. Wkroczył na bolesny dla mnie teren w momencie, kiedy czułam się bardzo zraniona i przez to po prostu bezbronna. Zrobił to, kiedy mojego mężczyzny nie było przy mnie. Prawda stara jak świat, ale w tym momencie dla mnie niezmiernie bolesna. Potrzebowałam konkretnej pomocy i nic więcej…
No i zostałam sama z trudną do rozwiązania sprawą, a problem mieszkaniowy nie wyglądał na taki, który rozwiąże się sam. Zgłosiłam się do innego profesjonalisty. Okazała się nim przesympatyczna kobieta, która szybko zabrała się do rzeczy. Nie patrzy mi głęboko w oczy i wygląda na to, że sprawa posuwa się do przodu. Mam też nadzieję, że wkrótce wszystko pomyślnie się ułoży.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze