Skazane na róż?
DOROTA ROSŁOŃSKA • dawno temuWchodząc do sklepu z dziecięcymi ubrankami cieszę się, że mam syna, a nie córkę. Dzięki temu nie muszę męczyć wzroku różem kapiącym z każdego wieszaka. Przede wszystkim nie muszę polować na niestandardowe kolory w dziewczęcej odzieży takie jak szarość, malinowa czerwień, czekoladowy brąz czy granat.
Pamiętam pewne spotkanie kilku par z maluszkami. Zorganizowaliśmy razem urodziny jednego z dzieci. Szkraby bawiły się wspólnie, a rodzice wymieniali się wrażeniami i telefonami do pediatrów. Wśród zaproszonych była kilkuletnia Lena, od góry do dołu ubrana na różowo. Gdy zagadnęłam o to rodziców, tata zaskoczył mnie swoim podejściem. Nie znosił różu, bo wydawał mu się paskudny i infantylny. Ale w sklepach nic innego dla dziewczynek nie ma, no i żona lubi tak ubierać córkę. Na propozycję, by ubierać dziecko w chłopięce bluzy prychnął tylko, że dziewczynka nie może mieć na koszulce traktora. No bo jak by to wyglądało. Wykrzyknęłam — Cudownie!
Mogę stanąć w obronie różu w damskiej garderobie tylko pod jednym warunkiem. Gdy jest on wyłącznie dodatkiem do spokojniejszych barw, nie błyska w oczy cekinami i wielkimi napisami „Barbie” albo co gorsza „Hanna Montana”. Niestety dzisiejsze dziewczynki wyglądają jak fabryczne klony, przesłodzone idiotki z puszkami i koralikami na wszystkim co popadnie. Od niewygodnych i niezdrowych lakierek, po zimowy kombinezon ze srebrnymi zatrzaskami. I puszystymi pomponikami przy kapturze. Nie zapomnijmy o akcesoriach do włosów. Może jednak zapomnijmy dla dobrego samopoczucia.
— Jestem w ciąży. Nie znam jeszcze płci dziecka. Ostatnio wybrałam się na pierwsze zakupy. Nie wiedziałam, że podział na męską i damską garderobę istnieje już od najmniejszych rozmiarów. Rozejrzałam się po sklepie i ruszyłam w stronę pomarańczowych, białych, błękitnych i żółtych śpiochów z wesołymi nadrukami. Kupiłam fantastyczną pomarańczowo- brązową bluzę z kapturem, jeansy, beżowe sztruksy i wiele innych rzeczy, większość z typowo chłopięcymi nadrukami. Trudno! Jeśli będzie dziewczynka, dokupię kilka ubranek z dziewczęcymi aplikacjami. Po prostu na półkach z dziewczęcą bielizną nie miałam w czym wybierać, bo oprócz ohydnego, majtkowego różu lub czerwieni z ordynarnymi srebrnymi dżetami i złotymi tasiemkami niczego tam nie znalazłam - zwierzyła się Magda, mieszkanka Warszawy, tuż po wyjściu z dużego sieciowego sklepu dla dzieci.
Podobno już od dziecka kształtuje się gust przyszłych dorosłych. Widząc dzisiejsze dzieci już teraz wiem, że na starość będę zrzędliwą babcią, gdy zobaczę dorosłe kobiety przypominające lizaki z sex-shopów. O tym samym mdłym smaku.
Rozumiem modę, która potrafi zafascynować tłumy. Minispódniczki z lat 60-tych, długie włosy jak u Beatlesów czy niewygodne biustonosze „bardotki” odsłaniające dekolt. Ale urodą mody jest przemijanie. Niestety róż w Polsce jest odporny na czas. Gdy w latach 90-tych na straganach pojawiły się różowe czapki do kompletu z szalikami (takie z dwoma lub trzema paskami) tak do dzisiaj nie można się od różu uwolnić. Wręcz zatapiamy się w różowej brei.
Oprócz mody wpływa na nas także… nacisk społeczeństwa. Tak jak na opisanego wcześniej tatę Leny. Takich osób, niestety, jest więcej.
— Na mnie naciska… moja córka – mówi Agata, mama pięcioletniej Julii — Chodzi do przedszkola i musi mieć różowe papcie, bo inaczej inne dziewczynki nie chcą się z nią bawić. Trudno odmówić, w końcu to tylko kolor.
— Dziwiło mnie to, że moja Monika wybiera w sklepie tylko różowe rzeczy – dodaje Ewa, mama dziesięcioletniej Moniki — Przy wieszakach dochodzi do kłótni, bo z uporem maniaka chcę ją przekonać do szarości lub brązu. Niestety wszystkie koleżanki Moni chodzą na różowo. Nic dziwnego, że nie chce się wyróżniać. W końcu i tak jako jedyna z żeńskiej części klasy ma niebieski plecak i granatową kurtkę.
W parze z kiczowatymi ubrankami idą niestety także zabawki. Kupując prezent mojemu synkowi nie wchodzę w regały wróżek, piersiastych blond piękności, mini zwierzaków z diamentowymi obrożami i plastikowych sprzętów gospodarstwa domowego (oczywiście w wersji pink). Nie kupiłabym tego nawet wrogowi. Bo co uczą takie zabawki? Niestety tylko próżności.
Najdziwniejsze jest to, że podział na kolory obowiązuje tylko jedną płeć. Skoro dziewczynki są różowe, to chłopcy powinni być niebiescy, prawda? To właśnie błękit moda przeznaczyła dla męskich bobasów. W praktyce tak jednak nie jest. Wybór kolorów w męskiej "bobogarderobie" jest wielki. Zacznijmy od tych najgorszych jak blada zieleń śpiochów a zakończmy na rewelacyjnych, szarościach blezerów czy brązach sztruksów (np. z pomarańczowym tygrysem). Oczywiście u chłopców też zdarzają się pomyłki w stylu wielkiego Spidermana na wszystkim: od skarpetek po czapkę. Jednak kolorystycznie odzież chłopięca jest bogata. Dlaczego więc dziewczynki ograniczone są do jednego koloru?
Latem często siedzę w piaskownicy i obserwuję bawiące się z moim synem dzieci. Pewnego dnia na placu zabaw pojawiła się dziewczynka ubrana w czarną princeskę w delikatne różowe różyczki. Do tego miała czerwone rajstopy i czarne buty. Na głowie aksamitną kokardkę. Wyglądała jak z innej planety i choć minęło pół roku od tamtego dnia, nadal ją pamiętam.
Zachwyciła mnie także pewna dziewczyna w centrum handlowym. Siedziała w kawiarni z malutką córeczką. Dzidzia miała na sobie jeansy i szarą bluzę z kapturem. Wyglądała kapitalnie.
Czyli jednak można.
Planuję drugie dziecko. Chciałabym, żeby to była dziewczynka. Marzę, by ubrać ją w jeansy i jaskrawozieloną koszulkę z traktorem. Na nóżki założyć czarne trampki, a na głowie zrobić kucyki przewiązane czarną gumką. Podejrzewam, że w piaskownicy będę miała dużo czasu na lekturę, bo żadna mama nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze