Żyjemy w epoce porno
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuJestem pewien, że przyszłe pokolenia właśnie taką dadzą nazwę naszym smutnym czasom. Należę do pokolenia, którego porno wprowadziło w świat seksu, czego szczerze żałuję. Niektóre tajemnice lepiej penetrować samemu. Być może seks na ekranie ma jakąś hipnotyczną moc uwodzenia. Bo porno stanowi idealną rozrywkę biurową i domową. To świat bez problemów, gdzie wiek zaawansowany nie odbiera atrakcyjności, nie ma śmierci i niechcianej ciąży. Dziś porno oglądają wszyscy bez wyjątku.
Żyjemy w epoce porno; jestem pewien, że przyszłe pokolenia właśnie taką dadzą nazwę naszym smutnym czasom.
Porno towarzyszyło człowiekowi od zawsze, a jego wpływ na rozwój cywilizacyjny trudno przecenić. Być może, już starożytna ceramika rozwijała się prężniej ze względu na fikuśne obrazki, zdobiące wazy i talerze; gdyby zamieszczać na nich motywy kwiatowe, produkcja niechybnie uległaby zmniejszeniu. To porno wpłynęło dodatnio na dynamikę kinematografii w pierwszej, złotej epoce filmu, zaś radość z seksu, obserwowana na starych taśmach przebija wszelkie dzisiejsze produkcje z Kalifornii. Żadne tam wydania Indiany Jonesa czy Gwiezdnych wojen nie stworzyły ery wideo, ale właśnie produkcje dla dorosłych, dostępne odtąd dla każdego w jego domowym zaciszu. Producenci magnetowidów winni dziękować producentom, aktorom i aktorkom, tak jak dzisiaj pomysłodawcy nośnika DVD leżą krzyżem przed kobietą z silikonowym cycem. DVD było przecież jednym z kilku, konkurujących ze sobą formatów, a o jego zwycięstwie przesądził fakt, że producenci filmów dla dorosłych zawierzyli właśnie jemu. Jak się podzieje z Blu-rayem, zobaczymy.
Należę już do pokolenia, którego porno wprowadziło w świat seksu, czego szczerze żałuję. Niektóre tajemnice, groty sekretne lepiej penetrować samemu, ryzykując nawet nadwerężenie karku, choć i ten wysiłek nie uchroni przed rozczarowaniem. Mój serdeczny przyjaciel budował pierwsze, sprośne scenki w swej głowie bazując na bujnej seksualności kina familijnego, a był tak pomysłowy, że wynalazł seks oralny. Do dziś, drżącym głosem na granicy płaczu streszcza mi ogrom swego rozczarowania po obejrzeniu pierwszego filmu dla dorosłych – przypomina wtedy domorosłego wynalazcę druku, którego zaproszono na wizytę u Gutenberga.
Porno to także wspomnienia. Pamiętam jeszcze gazety sprowadzane z Niemiec, rozłożone na bazarach między czajnikiem a kapustą, oraz czerwone oczy faceta który to sprzedawał. Albo kasety wideo, cały tłum krążący po giełdzie elektroniki w poszukiwaniu kaset wideo, gdzie kulawym pismem namazano: „biusty”, „fetysze”, „germany xxx”. W ten sposób pornografia, nawet nie oglądana, stała się częścią mojego dorastania. Stąd też przeczucie, że teraz jest inaczej niż wtedy.
Porno służyło – jeśli tego słowa wolno mi użyć – młodzieży oraz starcom, czyli ludziom pozbawionym z racji wieku erotycznych doznań. Tymczasem, jak twierdzi inny znów kumpel, podpierając się statystyką, porno oglądają wyrzyscy bez wyjątku. Zmiana ta polega na zniesieniu poczucia wstydu, poczucia obciachu, przecież dorosły facet uprawiający onanizm do komputera jest żałosny i kropka (porno jako inspiracja dla pary to rzecz rzadka, choć w niektórych sytuacjach pożyteczna, sam wolę jednak ufać wyobraźni). Pamiętam to zawstydzenie, kiedy kupowałem pierwszy świerszczyk i dziwne poczucie złości, kiedy ten wstyd przeszedł w rejonach trzeciego świerszczyka, nawet ci faceci przy stoisku z porno kulili się tak dziwnie, chowali śliskie gazetki i uchodzili w pokorze. Internet to zmiótł.
Teraz mogę zamówić sobie przez sieć dowolną płytkę, która zawita do mnie, jak zapewnia dystrybutor, w dyskretnym opakowaniu. Zresztą, po co zamawiać, czy ściągać w nielegalny sposób, stron z filmami i klipami w siedzi znajdziemy tyle, że oczy można sobie podbić. W ten sposób poczucie wstydu niknie, zamiast żywej pani w kiosku mam martwy program, mogę zamawiać do woli i ssać aż do przegrzania łącza, co zresztą czynią miliony ludzi od Przylądka Dobrej Nadziei aż po lody Alaski. Nie bardzo umiem to zrozumieć, być może seks na ekranie ma jakąś hipnotyczną moc uwodzenia? Albo chodzi o coś innego…
Na przykład, o nudę. Porno stanowi idealną rozrywkę biurową, o pracy domowej nie wspomniawszy (rozrost homeworku z pewnością przekłada się na ilość pobrań). Pudelek, niestety, nie oferuje rozrywki na pełne osiem godzin dnia roboczego, rozmowa na komunikatorach też umie wykończyć, zaś na świecie rzadko kiedy dzieje się coś ciekawego. W końcu nawet gry sieciowe angażują umysł, trzeba wynaleźć jak pacnąć tego pingwina, by ślicznie pofrunął, tymczasem klipy erotyczne stanowią wyłącznie odprężenie, a monotonia ich przerzucania jest nudna w miły sposób, kontrastując przecież z przykrą nudą roboty. Do tego dochodzi przyjemna szansa na oszukanie pracodawcy.
Być może porno funkcjonuje na tych samych zasadach co sitcomy albo domek Barbie, czyli jest mirażem nowego, lepszego świata. Dlatego tak przyciąga. Nie chodzi tylko o seks, podany w całej dosłowności, ale i brak problemów związanych z doprowadzeniem do zbliżenia. Nawet nie to jeszcze: ale są piękne domy, narkotyki, luksusowe alkohole, cudne bryki, kupa śmiechu i obowiązkowe przybijanie piątek podczas zmiany w trójkącie. To świat bez problemów, gdzie nawet wiek zaawansowany nie odbiera atrakcyjności, za to nie ma śmierci, niechcianej ciąży i wszyscy są kumplami.
Istnieje jeszcze jeden powód, mi szczególnie bliski. Odkąd podrosłem, trudno mi reagować podnieceniem, zapewne za sprawą umowności odgrywanych scen. Cóż mi z pornografii amatorskiej, skoro znajdę w niej obrazy bliskie memu prywatnemu doświadczeniu i jeszcze uzmysłowię sobie, jak komicznie czasem wyglądam? Wówczas mógłbym się przejąć i odstąpić od jednej z niewielu radości, jakie zdarzają się człowiekowi pióra. Zainteresowanie, a nawet okazjonalna fascynacja filmami dla dorosłych zawiera się w mej nadrzędnej miłości do potworów.
Horrory zacząłem oglądać wcześniej niż świerszczyki i rychło zacząłem poszukiwać ich w życiu, nawet osobistym. Z zapałem śledziłem kolejne etapy przemiany świętej pamięci Jacko, ze ślicznego chłopczyka w rasowego monstera, umiem pół nocy przetracić, polując na zdjęcia Grega Valentino czy Jocelyn Wildenstein i współczesna pornografia osobliwie pasuje do tego kanonu. Mam na myśli nie tylko te dziewczyny składające się w 80% z botoksu i silikonu, ale i napakowanych facetów o nieludzkich prąciach. Do tego trzeba dodać wystudiowane sekwencje ruchów, wraz z oczywistym ustawieniem się do kamery, nie do siebie nawzajem, w latach dwutysięcznych doprowadzone do absurdu.
Gwiazdy porno (podobnie jak Greg i Jocelyn) wyszły już poza erotykę i odpowiadają na frapujące przecież pytanie o granice człowieczeństwa. Ile kasy trzeba włożyć w operacje plastyczne, żeby dokonać radosnej transgresji w byt inny niż normalny ludź? Zmiany te nie mają przecież czysto fizycznego charakteru i kobieta z ustami większymi od głowy, biustem większym od siebie i czymś jeszcze większym od tego wszystkiego większego naraz ulega psychicznemu przeobrażeniu. Jej świat, marzenia, nawet język i mechanizmy poznawcze są z gruntu inne, jakie konkretnie – trudno stwierdzić. Ten brak wiedzy również ma swoją logikę, w końcu obcy dlatego jest obcym właśnie, że dogadać się nie sposób.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze