Zaobrączkowani są łakomym kąskiem
KAROLINA KRÓL • dawno temuKiedyś obrączka na palcu mężczyzny była dla kobiet znakiem stop, ale obyczajowość ulega ciągłym zmianom. Dziś obrączka to wyzwanie, wabik, chęć sprawdzenia: czy uda mi się go skutecznie odbić. Olga, bohaterka reportażu zdecydowała, że odbierze męża koleżance. Nie miała skrupułów, ale miała plan. Justyna przeżyła podobną historię, tyle że ona stała po drugiej stronie barykady. To jej ktoś chciał ukraść męża. Przeczytajcie dwie historie o tym, jak odbić męża.
Olga (36 lat, prawniczka z Poznania):
— Przyznaję, że na początku nie miałam zamiaru odbić komuś męża, to przyszło mi do głowy później. Po prostu przekroczywszy pewien wiek stwierdziłam, że czas założyć rodzinę. Rozejrzałam się wokoło i nagle okazało się, że tak naprawdę nie ma koło mnie faceta, który by się do tego nadawał. Fakt, wolnych facetów było mnóstwo, ale nie takich, z którymi można byłoby pomyśleć o założeniu rodziny, wychowywaniu dzieci, wspólnych wakacjach w Łebie czy Zakopanem. Nawet nie zliczę tych wszystkich mężczyzn, z którymi umówili mnie znajomi, czy spotkań z facetami z serwisów randkowych. Zawsze coś było z nimi nie tak. Jak rozwiedziony, to tak pogruchotany tym faktem, że w praktyce niezdatny do użycia. Przecież rzadko kiedy kobieta zostawia dobrego faceta. Z tymi, których spotkałam, zawsze było coś nie tak. Albo nie stronili od alkoholu, albo od kobiet. Część szukała tylko kolejnej naiwnej, by znowu rozsiąść się na kanapie przed telewizorem, mieć ciepły obiad na stole, a w garści piwo. Jeszcze inni wydawali się w ogóle nie do życia. Miałam wrażenie, że szukają matki, a nie partnerki. Jeszcze gorsi byli ci, którzy w rubryce stan cywilny wpisywali wolny. Doszłam do wniosku, że nie bez powodu. Widocznie żadna ich nie chciała. Czyli coś musiało być z nimi nie tak już na początku, że dotrwali do tego wieku. I z reguły tak właśnie było.
Z zazdrością patrzyłam na moje koleżanki z ich wyrozumiałymi mężami, którym nieobcy był instynkt ojcowski, którzy potrafili i posprzątać, i przyjść niespodziewanie z bukietem róż. Stwierdziłam, że widocznie męża trzeba sobie wychować i wcale nie trwa to krótko. Ja ten moment przegapiłam. To wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, żeby podkraść faceta innej.
Okazało się, że upolowanie cudzego męża nie jest takie trudne. Wystarczyło kilka podstawowych trików i był mój. Przyznaję, mężczyznę na męża wybrałam z premedytacją. Miał byś cierpliwy, wyrozumiały, ale też inteligentny, koniecznie z dobrą pracą. Nie żaden maminsynek czy goguś. Taki prawdziwy, życiowy facet. Nie wiszący na mnie dzień i noc, ale dający mi minimum wolności. Traf chciał, że takiego męża miała akurat moja koleżanka. Stawiając na szali koleżankę i jej męża, który miałby być przyszłym ojcem moich dzieci, bez żalu wybrałam jego. Może to i okrutne, ale dlaczego miałabym mieć skrupuły. Ona już nim zdążyła się nacieszyć, przyszła moja kolej. Udało się. Mam z nim rocznego synka.
Justyna (42 lata, gospodyni domowa z Koszalina):
— Rutyna i przyzwyczajenie, to musiało być powodem. Mój mąż po prostu się mną znudził. To, że ma inną dotarło do mnie podświadomie. To były niby nic nie znaczące sygnały. Coraz częstsze późne powroty do domu, delegacje. Zapachy obcych perfum. Czyli klasyka. Może oddzielnie to wszystko nic by dla mnie nie znaczyło, ale podświadomie zaczęłam to łączyć w całość, układać z tego historię. Części dowiedziałam się sama, resztę sobie dopowiedziałam.
Szybko odgadłam kim jest kobieta, dla której mój mąż coraz później wraca do rodziny. To też była klasyczna historia – jego sekretarka. Wiedziałam, że od kilku miesięcy nie jest to już Marta, która była jego sekretarką przez bez mała kilkanaście lat. Wiedziałam, że mój mąż zatrudnił nową sekretarkę, ale przez myśl by mi nie przeszło, żeby przywiązywać do tego większą wagę. Nie wiedziałam, że jest aż tak prymitywny, żeby wdać się w romans ze swoją pracownicą! A jednak.
Kiedy to do mnie dotarło, nie załamałam się. Nie należę do osób, które wypłakują się w poduszkę i poddają się nurtowi zdarzeń. Na trzeźwo przekalkulowałam plusy i minusy sytuacji. Byliśmy małżeństwem już ponad 20 lat, mieliśmy dwójkę nastoletnich dzieci. W gruncie rzeczy było nam dobrze ze sobą. Nie kłóciliśmy się, bo zdążyliśmy się już przez ten czas dotrzeć, szanowaliśmy się, znaliśmy swoje wady i ograniczenia i zdążyliśmy się do nich przyzwyczaić. Stwierdziłam, że rozwód byłby w tej sytuacji złym rozwiązaniem, po co psuć coś co przez tyle lat dobrze funkcjonowało. Nie miało też większego sensu szantażowanie mojego męża tym, że wiem o romansie, dawanie mu do wyboru: rodzina albo ona. Mężczyzna w tym wieku bywa nieracjonalny. Nie mogłam ryzykować. Postanowiłam, że znowu go zdobędę.
Jakie miałam szanse z dziewczyną młodszą o prawie dwadzieścia lat? Okazało się że spore, po prostu bardzo dobrze go znałam. Wiedziałam co lubi, jak lubi. Wiedziałam, że kiedy jest zmęczony i chce posiedzieć przed telewizorem, to trzeba mu na to pozwolić. Że lubi, kiedy się o niego dba, a czasem chce po prostu sobie pomilczeć. Oczywiście nie obyło się bez kilku wizyt u kosmetyczki i w salonie SPA. Opłaciło się. Nie wiem czy akurat trafiłam na kryzys w nowym związku mojego męża, czy pomogły moje zabiegi. Grunt, że po około dwóch miesiącach skończyły się późne powroty do domu, a wkrótce sam napomknął, że zatrudnił nową sekretarkę. Dla pewności sprawdziłam ją, świeżo po ślubie, po uszy zakochana w mężu. W niczym mi nie zagrażała. Choć lepiej być czujną.
Przyznaję, że romans mojego męża to w części moja wina, chyba też się do tego małżeństwa przyzwyczaiłam. Ta historia przypomniała mi jednak, że nic nie jest dane raz i na zawsze, a o małżeństwo też trzeba umieć zawalczyć, trzeba też o nie dbać. Zwłaszcza, że teraz dla kobiety odebranie męża innej, to żaden problem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze