Przyjaźń jest najważniejsza
To górnolotne, wiem, ale do takiego właśnie wniosku doszłam przy okazji ostatniego babskiego spotkania z psiapsiułą. Znamy się od zerówki, a przyjaźnimy od liceum. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi, pokłóciłyśmy się tylko raz, dawno temu. Nie widzimy się codziennie i nie wisimy na telefonie non stop, ale bez względu na to, jak daleko nam do siebie, zawsze możemy na siebie liczyć.
W liceum byłyśmy nierozłączne, wszystko robiłyśmy razem. Nie umiałam się cieszyć z dobrej oceny, gdy jej poszło gorzej na sprawdzianie. Uczyłyśmy się razem, razem spędzałyśmy wakacje. Marzyłyśmy o wspólnym mieszkaniu i studiach w jednym mieście, oczywiście na tym samym kierunku. Nie udało się. Los nas rozdzielił, mimo to pozostałyśmy razem. Byłam z nią, gdy rodziła syna i gdy się rozwodziła. Była ze mną, gdy błądziłam i gdy brakowało mi na chleb. Ona się rozwiodła, ja nigdy z nikim nie związałam się na stałe. Mamy nasze małe mieszkania bez kredytów, wspólne pasje i opowieści. Dobrze nam ze sobą, gdybym chciała mieć kiedyś żonę, ona mogłaby nią być, bo znamy się jak łyse konie.:)
Każde nasze spotkanie przyprawia nas o ból brzucha i głowy. Gdy nie widzimy się dwa miesiące, wino jest obowiązkowe, a śmiech ćwiczy mięśnie i stąd te bóle.:). Nie mamy przed sobą tajemnic. Potrafimy też śmiać się siebie, głównie z przemijającego czasu, który widocznie odciska się na naszym ciele. Dogadujemy więc sobie w kwestii zmarszczek, tłuszczyku i wszelkich obwisłości. Jesteśmy bliskie 40.
Przy okazji naszego ostatniego spotkania wspominałyśmy stare dobre czasy, ale też myślami biegłyśmy w przyszłość. Aż do emerytury, która przecież kiedyś nadejdzie. Nie wierzymy w ZUS. Ona – nauczycielka ma opłacane składki, ja z powodu działalności gospodarczej opłacam je sama, zmusza mnie do tego kontrakt z pracodawcą, choć wolałabym te pieniądze, których moim zdaniem nigdy nie odzyskam, spożytkować inaczej. Prawie nie mamy oszczędności, bo trudno coś składać przy naszych zarobkach i w sumie dwójce dzieci.:) Ja też mam syna. Obśmiałyśmy więc nasze hipotetyczne emerytury, o których co jakiś czas informuje nas ZUS w prywatnej korespondencji. Też pewnie ją dostajecie. Zarabiając więc tyle ile zarabiamy teraz, na zasłużonej emeryturze dostaniemy w sumie ponad 1500 zł. Ja 470, a ona ponad 1000. Nie wiadomo śmiać się czy złościć.:) I choć brzmi to przerażająco, uświadomiłyśmy sobie wtedy, na czym polega nasza wyższość.