Poczuj się jak u siebie!
Jeśli szukasz miejsca, w którym możesz poczuć się jak u siebie - jedź do Gruzji! W tym pięknym, gościnnym, orientalnym kraju Polacy spotkają się z zaskakującym szacunkiem, niespotykanym chociażby w Zachodniej Europie. Kiedy pod koniec października odwiedziłem Gruzję, doszedłem do wniosku, że w kraju tym mogę spokojnie zamieszkać, wiążąc z nim przyszłość swoją i mojej rodziny. Gruzja ma w sobie potencjał gospodarczy (wciąż jeszcze uśpiony), wspaniałe (rzadko spotykane w Europie) wina oraz kapitalne sery, wytwarzane tradycyjnymi metodami od setek lat.
Kiedy zabrakło mi w sklepie kilku lari (tak nazywa się gruzińska waluta), poprosiłem kolegę o pożyczkę. Ekspedientka zapytała wtedy, czy jestem z Polski, a słysząc moją twierdzącą odpowiedź, powiedziała: „Proszę się tym nie martwić”.
Na czym polega tajemnica gruzińskich win? Otóż fermentacja winogronowa odbywa się w glinianych naczyniach, tzw. kwewri, przypominających greckie amfory. Takie naczynia umieszcza się w ziemi, aby przez cały czas fermentacji utrzymywać jednakową temperaturę. Piękne, zabytkowe kwewri zobaczyć można w każdej gruzińskiej winnicy.
Warto odwiedzić winnicę Napareuli (region Kakheti), gdzie usytuowano niewielkie muzeum gruzińskiego winiarstwa, a później spróbować wytwarzane w tym miejscu czerwone wytrawne wino ze szczepu Saperavi (nie zapominając przy tym o słynnej gruzińskiej potrawie chaczapuri z serem sulguni, przypominającym francuską mozzarellę).
Przychodząc do gruzińskiego domu spotkacie się z wyjątkową gościnnością: gospodarze postawią przed wami mnóstwo tradycyjnych potraw, z których najpopularniejsze są: chaczapuri, chinkali (pierożki), gruzińskie szaszłyki oraz bakłażan i szpinak przyprawiony dużą ilością zmielonych orzechów włoskich lub laskowych. Jeśli przeciętny Gruzin wypija dziennie kilka litrów wina, musi dużo jeść, żeby utrzymać zdrowie.
Po obfitym obiedzie warto wybrać się w damsko-męskim towarzystwie do gruzińskiej łaźni, tzw. bani (w Syrii i Turcji kobiety nie mogą wejść do bani; w Gruzji zdecydowanie tak). W Tbilisi znajdziemy piękne orientalne łaźnie, w których płynie woda siarkowa o temperaturze ok. 50 stopni Celsjusza, wpływająca do basenów prosto z gorących źródeł pod Tbilisi. Później warto wypocić się w łaźni parowej i wskoczyć na moment do zimnej wody. Dzięki temu błyskawicznie pozbędziemy się konsekwencji nadmiernego spożycia wina.
A skoro znów piszę o winie, sugeruję następujące rozwiązanie: wracając do Polski, warto zaopatrzyć się w 4-5 plastikowych butelek, które spokojnie zmieszczą się w bagażu, kupić ser sulguni (zwyczajny lub wędzony), ostrą gruzińską musztardę z adżyką (pastą z czerwonej papryki) oraz czurczchele – deser produkowany z soku winogronowego, wymieszanego z orzechami i mąką kukurydzianą.
Gruzja to kraj z przedziwną, zróżnicowaną geografią. Mieszkając w Tbilisi, możemy po 3 godzinach jazdy samochodem odwiedzić góry Małego Kaukazu.
Podróżując na zachód dotrzemy do Morza Czarnego albo – udając się na południe – przekroczymy granicę Turcji (wiza kosztuje tylko 10 dolarów), Armenii i Azerbejdżanu. A jeśli interesuje nas historia chrześcijaństwa, Gruzja i Armenia to kraje, które zdecydowanie powinniśmy odwiedzić. Pamiętajmy, że to one właśnie, jako pierwsze na świecie, uznały chrześcijaństwo za religię państwową. Dlatego dziś w Tbilisi możemy cieszyć się widokiem pięknych cerkwi prawosławnych, m. in. Anczischaty (najstarszej świątyni w Tbilisi) oraz katedry Sioni – głównej cerkwi Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego.
Geografowie wciąż toczą spory o to, czy Gruzja położona jest w Azji, czy w Europie. Jak pisze Krzysztof Matys, autor bloga poświęconego podróżom, „Przyjmowana przez Międzynarodową Unię Geograficzną granica między kontynentami całą Gruzję umieszcza po stronie azjatyckiej. Znacznie mniej powszechnie stosowany wariant, za linię dzielącą Europę i Azję, uznaje dawną południową granicę ZSRR (między Gruzją, Armenią i Azerbejdżanem a Turcją i Iranem). Są i koncepcje pośrednie, w których północna część kraju należy do Europy, a południowa do Azji”. Bez względu na definicje, Gruzini czują się Europejczykami (pamiętajmy, że Gruzja podpisała z Unią Europejską umowę stowarzyszeniową). Mają sprawnie funkcjonujące urzędy (większość formalności można załatwić w jednym budynku, w ciągu max. 2 godzin) i zmniejszający się z dnia na dzień poziom korupcji. W kraju o dużym spożyciu wina, nie ma problemu z pijanymi kierowcami (dopuszczalny poziom alkoholu we krwi wynosi „zero”, dokładnie - „zero”). Zdecydowanie nieeuropejski jest jeszcze ruch na ulicach Tbilisi. Piesi – doświadczyłem tego na własnej skórze – nie mają na ulicy żadnych praw. Widząc jadący samochód, po prostu trzeba uciekać, mając nadzieję, że kierowca zdejmie na chwilę nogę z gazu.
Źródło cytatu: