Jestem za ładna, żeby mieć męża!
Kamila to piękna trzydziestolatka. Za piękna, żeby jak brzydsze rówieśniczki wyjść za mąż. Tak przynajmniej sama uważa:
Nikt mi się nigdy nie oświadczył, choć propozycji „łóżkowych” miałam dosłownie tysiące. Faceci podchodzili na dyskotekach, w galeriach handlowych, a nawet zwyczajnie na ulicy. Myślę, że winny jest mój typ urody: długie nogi, jasne włosy, duży biust. Taka stereotypowa piersiasta blondynka ze mnie, ale co niby mam z tym zrobić? Powinnam się przebrać w wór pokutny? Zgolić głowę?
Moje dwie siostry, znacznie brzydsze, dawno są po ślubie. Jedna wyszła za swojego pierwszego chłopaka z liceum, druga znalazła faceta przez internet, bo tak w realu to nikt na nią uwagi nie zwracał. A na mnie zwracają, ale powierzchowni, obleśni faceci. Porządni trzymają się z daleka, a kiedy ja sama próbuję zagadać, myślą, że sobie z nich żartuję. Pozostaje mi chyba poczekać, aż się zestarzeję i zbrzydnę, może wtedy trafię na wartościowego faceta.
Piotr jest rozwodnikiem. Teraz szuka żony, ale kryteria ma zupełnie inne niż jako dwudziestolatek: chce mieć niespecjalnie ładną, ale rozsądną i miłą kobietę. Opowiada:
Nie będę kłamać: że jest pusta, widziałem już trochę przed ślubem. Ale myślałem: młoda jest, potem zmądrzeje, urodzi dzieci. Marzena była tak ładna, że mi to zaćmiło umysł – teraz to wiem. Kiedy żona powiedziała, że w ciążę nie będzie zachodzić, bo nie uda jej się wtedy wrócić do figury, postanowiłem się rozwieść. Teraz szukam kobiety, z którą będę mógł pogadać i która będzie chciała mieć dzieci. Takie mam wymagania. Ładna być jakoś niesamowicie nie musi, byleby nie odstraszała wyglądem. Ale normalna! A Marzena jak dotąd nie znalazła drugiego idioty, który chciałby utrzymywać wszystkie kosmetyczki w okolicy.
Za mąż chciałaby teraz wyjść Agnieszka, urzędniczka z Warszawy. Okazji miała wiele. Od zawsze słyszała, że jest bardzo ładna. Dlatego – jak teraz mówi – przebierała w facetach:
Czas płynął. Po studiach zaczęłam pracę w urzędzie, a tu prawie nie ma mężczyzn. I nagle wyszło na to, że jakoś nie mam czasu nikogo poznać. No i zaczęłam się już trochę starzeć: niby mam tylko trzydzieści dwa lata, ale w porównaniu z dwudziestolatkami... niestety, to już nie jest to samo. Skóra inna, figura gorsza, cholerna zmarszczka na czole. Jakoś ci wszyscy faceci się wykruszyli, a ja zostałam sama. Rodzina się dziwi, a mama mi dogaduje, że przez te wielkie wymagania nie jestem żoną i matką.
Teraz oczywiście żałuję, że moja poprzeczka była tak wysoko. Koleżanki mają już dzieci w gimnazjum, a ja zdjęcia sprzed dziesięciu lat.