Jak uszczęśliwić faceta? Powrót Greya
NINA WUM • dawno temuE. L. James przypadł w udziale zaszczyt, o jakim wielu pisarzy śni - a potem budzi się z płaczem. Autorka głośnej trylogii o przygodach pewnego oschłego milionera i naiwnej studentki została ponoć ubłagana przez swoich fanów, by zechciała opowiedzieć ich ulubioną historię ponownie. Tym razem z perspektywy enigmatycznego Christiana Greya. (Przez "enigmatyczny" rozumiem fakt, iż charakterystyka postaci nie była w "Pięćdziesięciu twarzach..." szczególnie rozbudowana. O tytułowym bohaterze dowiedzieliśmy się tylko, iż jest przystojny, antypatyczny, nieziemsko bogaty oraz że posiada helikopter.)
"Dziękuję wszystkim, którzy o to prosiliście" deklaruje rozpromieniona autorka we wstępie do "Greya." W krajach anglojęzycznych książka ukazała się 18 czerwca. Chciałoby się napisać, że wzbudziła żywą dyskusję. Niestety: ton wszystkich recenzji jest dość zgodny. Krytycy zarzucają E.L. James, iż pisze o seksie w sposób klinicznie wypreparowany z pasji. Że zupełnie nie potrafiła dać nam przekonującego wglądu w psychikę mężczyzny. Że zwyczajnie przynudza wreszcie.
Zabójczy to przytyk dla literata. Pani James z pewnością płakała nad nim gorzko, wydmuchując nos w banknoty dużych nominałów.
Tu pisaliśmy o fenomenie 50 twarzy Greya
Przyznaję — nigdy nie spotkałam osoby, której by się "Pięćdziesiąt twarzy…" podobało. Zakładam jednak, że miłośniczki tej historii są wśród nas. Ktoś to w końcu kupuje i to w dużych ilościach.
Argumenty przeciwników znam na pamięć. Powiadają, że to drętwo napisana historyjka o klasycznej relacji przemocowej buca i wystraszonej myszki. Że sceny seksu ociekaja kiczem. Że bohaterom brak właściwości. A nade wszystko — że "Pięćdziesiąt twarzy…" rozpowszechnia kompletnie fałszywy obraz relacji BDSM. Pani James napisała powieść o sprawach, o których nie wie nic i w które najwyraźniej nie chciało jej się wglądnąć. Byłoby to wręcz śmieszne, gdyby nie fakt, jak bardzo jest szkodliwe.
Zwolennicy prozy E. L. James podnoszą fakt, iż te powieści to w gruncie rzeczy niewinna eskapistyczna fantazja na motywach z "Pięknej i Bestii." W końcu czysta i żarliwa miłość Anastacii tworzy wyłom w pancernym serduchu Greya, czyż nie? Poza tym zawsze miło jest poczytać sobie o milionerach.
Nie ma się co oszukiwać. Badzo wiele kobiet uważa tzw. "tajemniczość" za cechę nader pociągającą u mężczyzny. Christian Grey ze swoim szczątkowym życiem wewnętrznym jest dla czytelniczek tak intrygujący, gdyż patrzą nań oczami niewinnej Anastasii. A ta niewiele o nim wie.
Dzięki "Greyowi" dowiedzieliśmy się więcej, niż byśmy chcieli. Najpoważniejszym defektem tej książki nie są jej dłużyzny, ale sam bohater tytułowy. Wgląd w duszę Christiana G. nie przysparza mu naszej sympatii. Ten efektowny młody człowiek patologicznie nienawidzi siebie. To, jak wiemy, zawsze przekłada się na stosunek do innych. Grey ma dwadzieścia kilka lat, ale w snach wciąż jest brzdącem na łasce i niełasce zaćpanej matki. Której pamięci zresztą nienawidzi. Prezes firmy przynoszącej milionowe zyski zmaga się z samooceną poniżej poziomu wód gruntowych. Jest tak niepewny siebie, że jakikolwiek inny mężczyzna w polu widzenia Anastasii przyprawia go o spazm wściekłości. Jest także egocentryczny, zaborczy, agresywny i skory do lekceważenia cudzych granic. Panna Steele prosi: "Nie wydawaj na mnie pieniędzy." Co robi nasz Christian? Funduje dziewczynie latopa, wypasiony samochód. Oraz zamawia jej kompletną garderobę u profesjonalnej stylistki.
Nieobca mu też paranoja. Potrafi zamienić się w roztrzęsioną galaretę tylko dlatego, że Ana nie dość szybko odpisała mu na maila. O tym, że ma tendencje do stalkingu (raz i drugi niezaproszony zjawia się na progu naszej bohaterki) doprawdy nie warto wspominać.
Wnętrze pana Greya to prawdziwy kosz z brudną bielizną. Czemu jakaś miła, w miarę normalna, choć niezbyt bystra dziewczyna miałaby się babrać w tym latami nawarstwionym syfie? Nie mam pojęcia. Chyba tylko dlatego, że E. L. James tego chce.
W prawdziwym życiu seks z typami połamanymi jak Grey jest taki właśnie. Połamany. Czytaj: kiepski. W najlepszym razie kobieta może liczyć na narcystyczny popis umiejętności swego wybranka. Lepiej dla niej, żeby była należycie zachwycona.
Pani James nie interesuje się szczególnie prawdziwym życiem. Dlatego też seksualna relacja Any i Greya wygląda tak abstrakcyjnie. Oboje dużo myślą i mówią o namiętności, ale w praktyce zupełniej jej nie widać. Są zautomatyzowane podrygi dwóch ślicznych jak z reklamy ciał. Jemu za każdym razem staje. Ona zawsze jest gościnnie mokra. Anastasia Steele nigdy przedtem nawet się nie onanizowała, przypominam — a jednak orgazm osiaga bez trudu, od pierwszego kopa. Różdzka pana Greya musi być z tych magicznych.
Czytając po raz piąty czy dziesiąty, jak to "on ją dotknął i ona już go chciała" przypomniałam sobie, że gra wstępna jest w naszym kraju jak podatek od radiofonii i telewizji. Niby obowiązkowa i wstyd nie płacić, ale wszyscy się od tego wykręcają.
Nad Wisłą też mamy dżentelmenów, co lubią sobie od razu przejść do rzeczy. Czyli: stać się jedyną atrakcją wieczoru — mniejsza o kobietę i jej nudne potrzeby! Tacy Greyowie (w skali mikro, oczywiście) kryją się wśród nas.
Jakiś czas temu trafiłam w sieci na taki oto tekst: jak-zrobic-dobrze-facetowi
Autorka bloga zebrała w jednym miejscu odpowiedzi na to ważkie pytanie. Padły z ust ekspertów (Mężczyzn! Blogerów, czyli opiniotwórców!) a zatem wypada im wierzyć.
Oto przygarść cytatów:
Nie oszukujmy się. Każdy zdrowy, normalny facet marzy o seksie wyjętym prosto z pornola. Bierzesz do ust mojego penisa i nie jęczysz, że boli cię ręka, żuchwa, noga czy dupa. W tej chwili w ogóle mnie to nie obchodzi. Jęczysz tylko z rozkoszy.
Jęczę z rozkoszy, bo mam… wypełnione usta? Nad czym tu niby jęczeć?
Podziel się nim z inną kobietą. Daj mu podwójne niebo, a nie zapomni tego i Ciebie do końca życia.
Już widzę, ja zareagowałby przeciętny Zenek, gdyby jego wybranka poprosiła go o trójkąt z kolegą.
Wykonaj fellatio aż po sam finał. Następnie mu podziękuj i powiedz jaki jest wspaniały. (…) Jeśli nie będzie skończonym chxxxx to się odwdzięczy. Tylko nie wymagaj tego od razu. (…) Masz mu zrobić dobrze i dać święty spokój.
PODZIĘKUJ MU, KOBIETO. A potem zamknij nadwerężoną paszczę i sobie idź.
Ciesz się tym, że mój język wylądował właśnie na Twojej łechtaczce, którą się teraz zajmę, chociaż prawdę mówiąc niezbyt mnie to podnieca.
Nie, żeby w tym było coś złego — ale czy pan na pewno jest heteroseksualistą?
Gdy siedzę na kanapie, piję kawę i skaczę po programach, Ty pytasz mnie „o czym myślę?”, a ja odpowiadam Ci: „o niczym”, to wcale nie oznacza, że chcę uniknąć właściwej odpowiedzi. To była ta właściwa. Dziewczyno, wierz mi lub nie, ale my, faceci wprost uwielbiamy myśleć O NICZYM.
W to jestem skłonna uwierzyć.
Nie wiem, jak Państwu, ale mnie przytoczone powyżej kwiatki myśli blogerskiej ostro trącą "Greyem." Ta sama pogarda dla kobiety. Ta sama łatwość sprowadzania jej do obiektu, który ma nam służyć i nie mądrzyć się zanadto. To samo zabawne zafiksowanie na własnej różdżce (pamiętacie Państwo scenę z książki, gdy Christian z całą powagą przedstawia Anastasii swój organ? W "Greyu" też się ona pojawia).
Może to być, iż oceniam panów blogerów zbyt surowo. Kto wie, może tak naprawdę są czułymi, empatycznymi kochankami. Może to tylko perspektywa sławy uderzyła im do głów — i chwycili tę niepowtarzalną okazję, by zaprezentować się światu jako ogiery pierwszej wody. Tacy zdecydowani. Tacy męscy.
A może naczytali się "Pięćdziesięciu twarzy Greya" i teraz głupoty im w głowie.
Szalenie przystojny milioner pani James na szczęście nie istnieje. Gdyby istniał — pewnego dnia jak nic wylądowałby za kratkami. Ten facet to niebezpieczny neurotyk. Nie poleciłabym jego towarzystwa nawet najmniej lubianej koleżance. Jak zresztą także i typa używającego sformułowań w rodzaju "nie jęczysz, że boli cię ręka, żuchwa, noga czy dupa."
Drogie Panie. Jeśli już iść w piernaty z kimś emocjonalnie zimnym jak lodówka, to niechże chociaż z tego wyniknie wspaniały seks, prawda? Pokorne polerowanie drąga znamion świetnego seksu nie wyczerpuje. Nie zmieni tego nawet fakt, iż delikwent posiada helikopter.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze