Zaryzykowała, by spełnić marzenie. Teraz fotografuje kobiety
DORA ROSŁOŃSKA • dawno temuOd kilku lat leczy kobiety z kompleksów. Nie terapią czy skalpelem, ale rozmową i świetnymi zdjęciami. Pokazuje paniom piękno, którego same nie są w stanie zobaczyć w lustrze. Joanna Pawlikowska – tym razem to jej portret.
Od kilku lat leczy kobiety z kompleksów. Nie terapią czy skalpelem, ale rozmową i świetnymi zdjęciami. Pokazuje paniom piękno, którego same nie są w stanie zobaczyć w lustrze. Joanna Pawlikowska – tym razem to jej portret.
Kiedy kobieta przychodzi do jej studia, jest spięta i często zadaje sobie pytanie „Po co?”. Minuta po minucie stres ulatuje. Z kolejnym łykiem kawy, z kolejnym etapem makijażu. Bo kobiece sesje fotograficzne u Joanny Pawlikowskiej (http://pawlikowska.blogspot.com) to nie jest zwykłe spotkanie u fotografa. To babskie spotkanie, które potrafi trwać nawet kilka godzin. Efekt? Zobaczcie sami na jej zdjęciach.
Poczta pantoflowa
Joanna miała etat w korporacji, wykonywała żmudną pracę księgowej. Od godziny do godziny, odtąd dotąd. Kiedy urodziła dzieci, siedzenie w biurze zamieniła na pięć lat z pieluchami. I choć od zawsze interesowała się fotografią, na poważnie przyszło to do niej podczas macierzyństwa.
— Chciałam, by moje dzieci miały ładne zdjęcia. Robiłam im co rusz portrety. Ale chciałam to robić lepiej - wspomina Joanna. — Nie miałam czasu na wyjazdowe kursy. Znalazłam więc w internecie Akademię Fotografii Dziecięcej i uczyłam się w trybie… nocnym.
W ciągu dnia dzieci pozowały przy każdej okazji mając z tego radochę, podobnie jak mama. Gdy maluchy szły spać, Joanna zasiadała do komputera i odrabiała lekcje. Następnego dnia robiła kolejne prace domowe: dziecko w ruchu, portret. Wieczorem oceniała wyniki.
A były one na tyle dobre, że znajomi — widząc prace Joanny — zaczęli prosić ją o fotografowanie swoich pociech. Potem pojawili się znajomi znajomych. Było coraz więcej zleceń, więc Joanna założyła firmę.
— Moją pierwszą klientką była kobieta, która zauważyła moje prace na stronie dla mam, gdzie wrzucano zdjęcia swoich dzieci — wspomina Joanna. — Odnalazła mnie i poprosiła o sesję jej córeczki. Przychodzi teraz co roku jesienią na kolejne zdjęcia.
Rozkwitają i zrzucają wstyd
Podczas sesji dziecięcych obecne były mamy małych modeli. Pracy towarzyszyły rozmowy, nawiązywały się bliższe relacje. Dochodziło do zwierzeń. Pewnego dnia dyrektor z przedszkola dzieci Joanny zaproponowała jej wystawę dziecięco – kobiecą, która zawiśnie na terenie placówki. Zdjęć dzieci miała mnóstwo. Kobiet – prawie wcale. Zainspirowana pomysłem zaprosiła kilka kobiet do pozowania. Teraz to dla niej ulubiona forma fotografii.
— Kobiety chcą się fotografować. Najwięcej klientek mam w wieku 35–50 lat – mówi Pawlikowska. — To moment, gdy panie są już świadome swojej kobiecości. Poprzez fotografię chcą zrobić sobie prezent albo zatrzymać w kadrze młodość.
Co ciekawe, a jednocześnie smutne, prawie każda z klientek Joanny na wstępie zaczyna wyliczać kompleksy. Za duży brzuch, za małe usta, krzywe nogi. Mają wewnętrzny opór do pozowania, bo są przekonane, że źle wychodzą na zdjęciach. To dla nich duży stres. Ale on na szczęście szybko ulatuje. Bo w studiu Asi panuje dobra atmosfera.
— Zaczynamy od przygotowań, czyli make-up i fryzura, stroje. Robimy to bez pośpiechu pijąc kawę lub wino. Śmiejąc się i gadając o wszystkim – mówi Pawlikowska. — Z obcych sobie osób stajemy się znajomymi. Następuje rozluźnienie.
Startują od zdjęć najbardziej ubranych. Joanna szuka odpowiednich kadrów i najlepszych profili modelki. Ona z kolei przyzwyczaja się do aparatu. Potem zaczyna się… rozbieranie.
— Zdarza się, że pani zastrzega, że chce jedynie portret. Kończy sesję ubrana jedynie w majtki, pozując do aktu – mówi Joanna. — Jest zaskoczona i szczęśliwa, że tak bezboleśnie przekroczyła swoje onieśmielenie.
Akt u Joanny Pawlikowskiej nie jest bezpośredni. To modelka decyduje, co chce pokazać, a co ukryć. W efekcie fotografie emanują kobiecością. Widać smukłe nogi i nagie ramiona otulone w szare swetrzyska. Rozrzucone włosy na białej pościeli i kawałek koronki stanika dodają seksapilu.
Sesję fotograficzną u Joanny długo się pamięta. Niektórych wzrusza też fakt, że oprócz płyty ze zdjęciami Joanna wręcza im wywołane zdjęcia. To taka mobilizacja, by pojawiły się one w ramkach we wnętrzu domu, a nie schowane w komputerze
Fotografka z wyboru i pasji
Joanna Pawlikowska lubi najpierw spróbować, zanim powie, że coś nie jest dla niej. Tak było z pewną sesją „humorystyczną”.
— Przez telefon usłyszałam jedynie, że ma to być sesja dla narzeczonego z przymrużeniem oka – wspomina Joanna. — Zgodziłam się, ale czułam, że pojawią się pejczyki.
Nie myliła się. Walizka z lateksowymi ubraniami zajęła przestrzeń studia. Joannie trudno było pracować w tej estetyce.
— Wyciągnęłam z tej lekcji wnioski. Przed sesją proszę już klientki o fotograficzne inspiracje, które pokażą mi ich ulubioną estetykę – tłumaczy Pawlikowska.
Ale Joanna nie zraża się. Spróbowała fotografowania produktów, by dowiedzieć się, że to nie dla niej. Spróbowała też reportażu z firmowych rozgrywek piłkarskich. Biegała po 10 boiskach jednocześnie, ale miała z tego ubaw i dobre zdjęcia. Pewnie to kiedyś powtórzy.
Kolejny moment wyboru przyszedł, gdy musiała w końcu wybrać między księgowością a fotografią.
— Kiedy dzieci urosły a pojawił się kredyt na dom, postanowiłam wrócić do księgowości. Po godzinach robiłam zdjęcia. Było coraz więcej chętnych na sesje. Dzieci mnie nie widywały – wspomina Joanna. — Musiałam wybrać jedną z dróg.
Gdy składała wymówienie, kadra była zszokowana. Kto w tych czasach rezygnuje z ciepłej posadki, by realizować marzenia?
— Mimo że na początku rozkręcania mojej działalności spałam po trzy godziny, wstawałam z energią do działania - mówi Pawlikowska. - Gdy robi się to, co kocha, pieniądze same przychodzą.
Zdjęcia: 1. Ania Piwowar, 2. Agnieszka Ozga, 3. Joanna Pawlikowska, 4.Agnieszka Ozga, 5. Agnieszka Ozga i 6. Anna Piwowar
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze