„Bardzo poszukiwany człowiek”, Anton Corbijn
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuFilm Corbijna rozwija się powoli, ale z pewnością trzyma w napięciu, raz po raz zaskakuje, ma przewrotny (i oczywiście smutny) finał. Smutne jest też to, że nigdy więcej nie będziemy mogli cieszyć się kunsztem Hoffmana.
Bałem się tego filmu. W lutym wraz z całym światem opłakiwałem tragiczną (przedawkowanie heroiny) śmierć Philipa Seymoura Hoffmana. Geniusza, kameleona, charyzmatyka, jednego z najlepszych (a moim zdaniem najlepszego) amerykańskiego aktora. Nie bardzo podobało mi się, że ostatnią główną rolę Hoffman zagrał u Antona Corbijna. A więc również „najlepszego”, ale autora teledysków (dość wspomnieć „Personal Jesus” Depeche Mode, „One” U2, czy „Heart-Shaped Box” Nirvany), który w fabule… powiedzmy eufemistycznie, że robił postępy (pretensjonalne „Control”; o klasę lepszy, ale wciąż budzący wątpliwości „Amerykanin”). Co z tego wyszło? Ano (na szczęście!) znakomite kino.
Corbijn dojrzał, pojął meandry ekranowej narracji i przede wszystkim: bezbłędnie wybrał repertuar. Scenariusz „Bardzo poszukiwanego człowieka” to adaptacja prozy Johna le Carre’a. Czyli autentycznego agenta MI6, który po przejściu na emeryturę stał się najpoczytniejszym (i najchętniej ekranizowanym) autorem powieści szpiegowskich na świecie. Kto widział choćby (kapitalnego!) „Szpiega” z Gary Oldmanem, wie, co to oznacza. Nie zobaczycie strzelanin, pościgów, eksplozji. Znający realia zawodu le Carre z lubością obnaża głupotę wszelkiej maści Bondów, Bourne’ów itd. Jego żywiołem są tzw. „historie gabinetowe”: bohaterowie Le Carre’a „czynią zło” (a więc kłamią, szantażują, fabrykują dowody, szukają „haków”, szczują „jednych na drugich”) nie ruszając się zza wielkich, zakurzonych biurek. We Frankfurcie najważniejszym z nich jest Gunther Bachmann (Philip Seymour Hoffman). Gunther obserwuje właśnie Issę Karpowa (Dobrygin): czeczeńskiego terrorystę, który ma odebrać od skorumpowanego bankiera, Tommy’ego Brue’a (Willem Dafoe) kilkadziesiąt (a może i kilkaset) milionów euro na „cele operacyjne” Al Kaidy. Kiedy sprawa wycieka z wywiadu, wszyscy (od niemieckiego rządu po reprezentowane tu przez wciąż atrakcyjną Robin Wright CIA) żądają głów Karpova i Brue’a. Dla Bachmanna są to jedynie płotki, na które planuje złowić prawdziwą, grubą rybę.
[Wrzuta]http://kindofmonster.wrzuta.pl/film/7adPQkRZbih/bardzo_poszukiwany_czlowiek_-_gwiazdy_o_rezyserze&autoplay=true[/Wrzuta]
Corbijn znakomicie czuje się w tej estetyce. Pozbawiona fajerwerków, na pozór statyczna akcja zyskuje w jego obiektywie podskórny nerw, dziwaczne napięcie, niepokojący, hipnotyczny charakter. Reżyser może tu bez przeszkód (a to w końcu jego żywioł) estetyzować detale, kreować nastrój, „opowiadać obrazem”. Widać to już w pierwszej scenie: rozkołysane fale Menu obmywają Frankfurcki brzeg… i jest w tym coś złowrogiego. Oczywiście: nie sposób daleko zajechać na samym klimacie, ale Corbijn wyciągnął wnioski z wcześniejszych produkcji. Dziś wie już, że kino magicznej nudy, zasugerowanego lęku wymaga m.in. znakomitych aktorów. „Control” rozłożyli aktorzy-naturszczycy, „Amerykanin” wdzięczył się do nas (zawsze odrobinę drewnianą) twarzą Clooney’a… tym razem mamy prawdziwych mistrzów w prawdziwie popisowych rolach. Truizmem jest wychwalać (zawsze znakomitego) Hoffmana, ale „Bardzo poszukiwany człowiek” przypomina jak radykalnie oscarowy „Capote” umiał się przeistaczać. Ostatnie lata przyniosły mu brawa i nagrody za kreacje szalonych charyzmatyków (m.in. „Mistrz” Andersona), tu widzimy go (dosłownie) zakonspirowanego w skórze „normalsa”. Opuchniętego, niechlujnego, nieefektownego. Odstraszającego przetłuszczonymi włosami, widoczną nadwagą… gdyby nie lodowate spojrzenie powiedzielibyśmy: ot, popijający ukradkiem kierowca autobusu. Takich kreacji jest tu zresztą więcej. Rozczarowuje nieco (identyczna jak w „House of Cards”) Robin Wright, ale nie sposób oderwać oczy m.in. od Willema Dafoe. Zaszufladkowany jako „psychopata doskonały” tym razem jest człowiekiem słabym, przestraszonym, podatnym na manipulację… zaręczam, że takim go jeszcze nie widzieliście.
[Wrzuta]http://kino.wrzuta.pl/film/825dy2klAC0/34_bardzo_poszukiwany_czlowiek_34_-_zwiastun_pl&autoplay=true[/Wrzuta]
Oczywiście, długo można by jeszcze wymieniać zalety „Bardzo poszukiwanego człowieka”. Psując jednocześnie widzom frajdę nieuniknionymi, recenzenckimi spojlerami. Nie warto: film Corbijna rozwija się powoli, ale z pewnością trzyma w napięciu, raz po raz zaskakuje, ma przewrotny (i oczywiście smutny) finał. Smutne jest też to, że nigdy więcej nie będziemy mogli cieszyć się kunsztem Hoffmana. Chyba, że ponownie odpalimy „Mistrza”, „Capote”, „Boogie Nights”, „Idy marcowe”, „Wątpliwość”, „Wojny Charliego Wilsona”, „25. godzinę”, „Magnolię”, „Big Lebowskiego”, „Happiness”, „Zapach kobiety”… Nie dowiemy się, jakim Hoffman był człowiekiem, ale powyższa (i dodajmy: niepełna) lista uświadamia nam, jakim był artystą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze